No i jest mała drama na polskiej scenie CS'a. Tym razem nie chodzi o wyniki czy transfery, a o bany od Akrosa – systemu anty-cheat, który coraz częściej staje się równie kontrowersyjny, co skuteczny. Pod ostrzałem znalezli się Fugor i Masi, dwaj młodzi polscy zawodnicy z drużyny Dziuseppe, wcześniej znani z występów w Back2TheGame i QMISTRY. Obaj w środku tygodnia dowiedzieli się, że nie mogą grać w oficjalnych meczach, bo Akros uznał ich za oszustów.

Problem w tym, że żaden z nich nie ma pojęcia, dlaczego.

„Hej, Akros, powiedzcie mi, jak to możliwe. Bo ja nie cheatuję. To jakiś bug czy co? Jutro mamy oficjalny mecz i nie mogę przez to grać” – napisał Fugor w środowy poranek. Kilka godzin później dodał kolejne słowa, które idealnie oddają jego frustrację:

„Nigdy w życiu nie używałem żadnego gówna. Jestem gotowy na wszystko – możecie sprawdzić mój komputer, porozmawiać z ESIC, cokolwiek.”

W świecie, gdzie opinia publiczna potrafi pogrzebać karierę szybciej niż jakikolwiek ban, takie oświadczenie to często ostatnia deska ratunku. Fugor nie jest zresztą sam. W tym samym czasie zbanowany został również Masi, jego klubowy kolega.

Akros potwierdził, że obaj zostali zawieszeni na czas nieokreślony, bez żadnych szczegółów. Zero raportu, zero logów, zero kontekstu. Po prostu – koniec gry.

Anty-cheat, który nie tłumaczy

Akros to oprogramowanie stworzone z myślą o turniejach online – używane m.in. w rozgrywkach CCT czy European Pro League. Z założenia ma działać lepiej niż klasyczne systemy, bo monitoruje sprzęt na poziomie kernela, czyli głęboko w systemie operacyjnym. Brzmi imponująco, ale… w praktyce coraz częściej pojawiają się wątpliwości.

Nie tylko Polacy mają z nim problem. W ostatnich tygodniach Skodo z duńskiego WOPA Esport również został zbanowany, co jego trener, Patrick „b0ychild” Buurmeister, skomentował krótko:
„Nie ma tu żadnej transparentności. Ostatnio Akros zbanuje co chwilę kogoś nowego – czy naprawdę wszyscy cheatowali?”

I trudno się z nim nie zgodzić. Bo o ile cheatery trzeba eliminować bez litości, o tyle brak dowodów i jakiegokolwiek dialogu z zawodnikami zaczyna być coraz większym problemem.

Kiedy system zaczyna być sędzią i katem

Najgorsze w tej historii jest to, że gracze z mniejszych drużyn nie mają zaplecza, które mogłoby ich bronić. Organizacje pokroju Dziuseppe nie mają sztabu prawników ani kontaktów w strukturach ligowych. Jeśli system wskaże ich nazwisko – po prostu wypadasz z gry. I choć Akros może mieć rację, to nikt tego nie weryfikuje.

Trudno się dziwić, że w środowisku zaczyna narastać frustracja. Z jednej strony mamy konieczność walki z oszustami, z drugiej – sytuacje, gdzie gracze twierdzą, że są niewinni i chcą współpracować, ale nie mają do kogo się odwołać.

Akros odpowiada zwykle lakonicznie: „ban został nałożony zgodnie z regulaminem”. Tyle.

Zaufanie na kredyt

Fugor i Masi to nie są globalne nazwiska, które trafią na główną stronę HLTV, ale właśnie takie przypadki najbardziej uderzają w zaufanie do systemów anty-cheat. Bo jeśli gracze bez historii kar, z normalnym track recordem, zostają zbanowani bez żadnych publicznych danych, to społeczność zaczyna zadawać pytanie: czy to naprawdę działa, czy po prostu mamy automat bez ludzkiego nadzoru?

Na razie wszystko wskazuje, że zawodnicy będą próbować się odwoływać Czy cokolwiek wskórają? Trudno powiedzieć, bo Akros nie słynie z szybkich reakcji, a tym bardziej z cofania banów.