Jakub Brzezińśki to startujący w barwach Williams Esports niesamowicie utalentowany simracer z wieloma sukcesami na koncie. Cechują go ogromne doświadczenie, prędkość i apetyt na sukces. Porozmawialiśmy z Jakubem o jego karierze, osiągnięciach, różnicach między platformami do simracingu i o tym jakie możliwości mają początkowi zawodnicy.

Czym jest dla Ciebie simracing i jak do tego doszło że zacząłeś się ścigać wirtualnie?

Jakub Brzeziński: Moja kariera potoczyła się o tyle fajnie, że w tym momencie simracing jest dla mnie sposobem na życie, ale oczywiście zawsze był i będzie też pasją. Ogólniej rzecz ujmując to simracing jest dla mnie sposobem na odczuwanie tych samych emocji z rywalizacji co na prawdziwym torze, bez kosztów związanych z prawdziwym torem. Co do moich początków, to wszystko zaczęło się od zafascyniwania F1 za czasów Roberta Kubicy i tak gdzieś przez przypadek trafiłem na simracing. Nie mogłem ominąć takiego łatwego sposobu na spróbowanie swoich sił za kierownicą.

Masz za sobą niebywałe sukcesy takie jak choćby zdobyte mistrzostwo w ESL Mapfre 2019 w rFactor 2, WTCR Esports 2019 w RaceRoom i niesamowite Le Mans Virtual 24h 2020 również w rFactor 2. Apetyt rośnie w miarę jedzenia? Jakie stawiasz sobie cele? Co chcesz jeszcze osiągnąć?

Tu chyba po prostu działa powiedzenie że jesteś tak dobry jak Twój ostatni wyścig. Sukcesy trzeba odnosić cały czas i oczywiście przez jakiś czas człowiek unosi się na fali zdobytego mistrzostwa, ale bardzo szybko zaczyna się jeździć w kolejnych turniejach i motywacja jest cały czas niezmienna.

Ścigasz się w barwach Williams Esports. Jak oceniasz samotne ściganie, a jak jazdę w profesjonalnym teamie wyścigowym? Czy Williams Esports zapewnia Ci odpowiednie wsparcie, otwiera nowe możliwości?

Największą przewaga bycie w organizacji takiej jak Williams Esports jest to, że zapewniają wsparcie finansowe i sprzętowe. Oczywiście kasa nie równa się automatycznie lepszym czasom, ale dobre zarobki z simracingu oznaczają, że możemy być w całości skupieni na szlifowaniu swoich umiejętności, co daje dużą przewagę w porównaniu do osób, które dopiero po przyjściu z pracy siadają do treningu. Do tego ostatnio zaczęliśmy współpracować też ze sztabem inżynierów mających nawet doświadczenie w prawdziwych wyścigach, więc profesjonalizm zespołu rośnie cały czas.

Co według Ciebie jest najtrudniejsze w simracingu? Ile trzeba włożyć pracy aby utrzymać wysoki poziom?

Może z początku wyda się dziwne to co powiem, ale najtrudniejsze jest to, że czas na trening jest nieograniczony. Powoduje to, że kierowcy osiągają absolutny limit swoich możliwości i możliwości samochodu. To z kolei oznacza, że gdy przyjdą kwalifikacje, to stracenie 0,2sek na swoich okrążeniu powoduje, że jest się w drugiej połowie stawki i szanse na jakikolwiek dobry wynik już nie istnieją. W simracingu chodzi o dojście do perfekcji podczas treningu, a potem odtworzenie jej w kluczowym momencie.

Startowałeś na różnych symulatorach/platformach. Były to między innymi rFactor, Assetto Corsa Competizione, RaceRoom. Jakie są różnice między nimi? Gdzie najlepiej Ci się jeździ?

Najlepiej zdecydowanie mi się jeździ na rFactorze 2, bo to na nim „sie wychowywałem”. Każdy symulator ma swoje niuanse przez które wyrabia się pewne nawyki w swoim stylu jazdy. I tak właśnie rF2 pozwala na bardzo agresywna jazdę, więc trudno jest mi się odnaleźć w takim iRacing, gdzie trzeba jechać bardzo płynnie i spokojnie. Raceroom bardzo przypomina rFactor, a kolei Assetto Corsa jest czymś pomiędzy rF2 i iRacing pod tym względem, więc tam już jestem konkurencyjny.

Najlepsze wspomnienie w Twojej karierze simracingowej?

Najlepsze to na pewno moje sukcesy, ale nie mam tu jednego wyboru. O tyle śmiesznie, że mój największy sukces – wygrana Le Mans 24h Virtual odbył się podczas pandemi, więc po wyścigu jedyne co zostało to wyłączyć komputer i pójść wziąć prysznic. Dlatego równie dobrze wspominam wygrane na zawodach LAN, gdzie rangę samego sukcesu stawiałbym trochę poniżej Le Mans, ale byłem tam z zespołem, dzięki czemu mogliśmy wszyscy potem świętować zwycięstwo.

Wiem, że zdarza Ci się czasem wyjechać na realny tor. Gdybyś jednak dostał szansę ścigania się w jakiejś serii na żywo na pełen etat w zamian za porzucenie simracingu, zdecydowałbyś się na taki krok?

Bardzo ciężko pytanie. Ja zawsze jestem realistą, więc musiałbym od razu zadać kilka dodatkowych pytań, np na jak długo ten etat byłby zagwarantowany. W simracingu mam stosunkową pewność, że czeka mnie jeszcze wiele lat kariery i jest to mój sposób na życie, więc bardzo ciężko byłoby mi to porzucić. Bardzo lubię amerykańskie serię wyścigowe takie jak IndyCar i NASCAR, więc mój wybór pewnie padłby na którąś z tych serii.

Jako profesjonalista na pewno testowałeś wiele różnego sprzętu do simracingu. Faktycznie jest wyraźna różnica między popularnymi kierownicami typu Logitech G29 lub Thrustmaster T300 RS GT a np. jakimś droższym zestawem Fanateca? Czy posiadacz „przeciętnej” kierownicy jest w stanie próbować swoich sił w profesjonalnym simracingu czy od razu musi zdecydować się na spory wydatek na start?

To jest trochę pytanie rzeka, ale mówiąc w skrócie sprzęt nie jedzie. Jeśli ktoś traci więcej niż kilka dziesiątych do najlepszych kierowców, to na pewno droższa kierownica tego nie naprawi. Spróbować swoich sił można z powodzeniem na G29. Nie oznacza to jednak, że sprzęt z wyższej półki nic nie daje. Największą różnica to „czucie” samochodu, co według mnie mocno przekłada się na regularność, ale też na pewno pomaga wycisnąć tą ostatnią dziesiąta sekundy w krytycznym momencie.

Nie byłbym sobą gdybym o to nie zapytał. Świetnie radzisz sobie z wirtualnymi samochodami, ale czy podjąłbyś wyzwanie i spróbował pojechać np. w eMotoGP?

Czemu nie, ale jak dobrze rozumiem to Wy używacie padów, a ja z tym sprzętem jestem mocno ograniczony. Nawet jak próbuje prowadzić samochód za pomocą pada to średnio to wychodzi, więc na pewno musiałbym sporo potrenować żeby w ogóle być w stanie jakkolwiek sensownie jechać.

Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych wspaniałych sukcesów w simracingu.