Kobbe i spółka dali z siebie wszystko, lecz to było za mało żeby zatrzymać w ćwierćfinale trzykrotnych mistrzów świata.

Wielu fanów ze Starego Kontynentu miało nadzieję, że Splyce powalczy z SK Telecom T1 tak samo, jak Misfits dwa lata temu. To wtedy SKT zrobiło comeback, po tym jak przegrywało serię 1-2. Każdy spodziewał się porażki Wężów, lecz wymagaliśmy jakiejkolwiek walki. Z czystym sumieniem możemy chyba powiedzieć, że walczyły one dzielnie.

Pierwsza gra zaczęła się niefortunnie dla reprezentantów LEC. Największe problemy pojawiły się na górnej alejce. Vizicsacsi najpierw padł ofiarą ganka wykonanego przez Clida i Fakera, a następnie poległ tam Xerxe. Europejczycy zaczęli nadrabiać wczesne straty na dolnej linii, gdzie dzięki agresywnemu Blitzcrankowi w rękach Norskerena potrafili wyłapywać rywali z zaskoczenia. Jeden teamfight wystarczył SKT, żeby w pełni przejąć kontrolę nad meczem. W okolicach 20. minuty zdołali oni wyeliminować kilku oponentów na środkowej linii, co otworzyło im drogę do Barona Nashora. Z cennym błogosławieństwem o wiele łatwiej zdobywało im się fortyfikację Węży. Po kilku udanych walkach drugi raz zgładzili bestię, i tym razem zniszczyli już nexusa Splyce.

Druga gra miała jeszcze bardziej dynamiczny początek niż inauguracyjna. W przeciągu pierwszych 5. minut padło aż pięć zabójstw, trzy na korzyść europejczyków. Węże prowadziły pro-aktywny styl gry, który na ich nieszczęście był perfekcyjnie kontrowany przez Fakera i spółkę. W międzyczasie mocno na prowadzenie wyszedł strzelec mistrzów LCK, Teddy. Był on na Kaisie najsilniejszym graczem na Summoner's Rift w środkowej fazie gry, przez co walka z jego udziałem była by druzgocąca dla Splyce.

Po przekroczeniu 25. minuty, losy ekipy Humanoida były prawie że przesądzone. Mid laner nie potrafił trafiać wszystkich skillshotów na Ryze, przez co nie wywierał wystarczającego impaktu na mapie. Trzykrotni mistrzowie świata potrafili zabić Barona, i jednocześnie znaleźć pojedyncze zabójstwa na innych alejkach. Z taką dominacją nie tylko w złocie, ale też w pewności siebie, drugi upadek nexusa Splyce był jedynie kwestią czasu. Tak też było po ostatecznej klęsce na bot lanie. SK Telecom T1 prowadziło 2-0.

Mało się zmieniło pod względem draftu czy też stylu grania rozpoczynając trzecią rozgrywkę. Tym razem na scenę wszedł jednak Mata, a nie Effort. SKT wzięło bohaterów mocnych w linii, a Splyce ponownie starało się wyjść na prowadzenie między innymi Ryzem. Tym razem podopieczni Duke'a potrafili wczesne zabójstwa zamienić w globalne korzyści, zabierając dwa Piekielne Smoki. Dowolne zabijanie Fakera czy innych członków SKT dało im zastrzyk pewności siebie, z którym w 23. minucie dokonali Ace'a rywali w górnej części rzeki, czego skutkiem naturalnie był Baron. Przez kolejny kwadrans dosyć mocno męczyli się z przeciwnikami i popełnili kilka błędów podczas oblężenia inhibitorów, ale finalnie udało im się wygrać trzecią grę z serii.

Pierwsza porażka ukuła Koreańczyków, przez co kiedy po raz czwarty załadowali się na serwer, podchodzili do oponentów o wiele ostrożniej. Nie wychodzili za daleko i nie inicjowali tak wiele walk co przedtem. To zbyt ostrożne podejście czasami dawało się im we znaki, Splyce ze swoją skuteczną agresją wyszło wcześnie na prowadzenie. Nie potrafiło go jednak utrzymać. W środkowej fazie gry obudził się najlepszy gracz na świecie, Faker, który był główną siłą koreańskiego składu. Wraz z innym mocnym solo lanerem, Khanem na Quinn, zdominowali reprezentacje LEC i zakwalifikowali się do półfinału z wynikiem 3-1.