Myślisz o VCS, czyli lidze wietnamskiej? Z pewnością na pierwszy ogień w twojej głowie pójdzie GAM Esports i Levi, a dzisiejszy artykuł dotyczy i legendarnej organizacji i legendarnego zawodnika.
Widzom nieoglądającym nic poza czterema głównymi regionami ciężko było w ostatnich dwóch latach coś usłyszeć o lidze wietnamskiej, ponieważ przez koronawirusa drużyny z niej nie mogły uczestniczyć w ostatnich trzech turniejach międzynarodowych. Natomiast to wzbudza myśli o emigracji wśród zawodników stamtąd i wczoraj wypowiedział się ten najbardziej legendarny.
Đỗ „Levi” Duy Khánh zasłynął już w 2016 roku ze swojej agresywnej gry. Na Worldsach 2017 wraz z Gigabite Marines, czyli aktualnym GAM Esports zajął trzecie miejsce w grupie B. A pokonywał takie zespoły jak Fnatic i Immortals. Następnym ruchem młodego Wietnamczyka było przeniesienie się do Ameryki Połnocnej, a dokładniej dołączenie do 100 Thieves. Tam jednak spędził większość czasu w akademii, więc nie zdążył się zaprezentować szerszej publiczności. Natomiast w wiosennym splicie 2019 roku grał w barwach JD Gaming, gdzie uplasował się na ósmej pozycji w LPL. Po tym zdecydował się wrócić na ojczystą ziemię i wraz z GAM Esports od razu wygrał letni split VCS i awansował na mistrzostwa świata. Natomiast na nich wygrał jeden mecz. Dalsza częśc jego historii to już tylko rozgrywki w lidze wietnamskiej, gdzie bez przerwy był czołowej dwójce.
Teraz wietnamski jungler szuka nowych wyzwań. Kontrakt z GAM Esports kończy mu się już 15 listopada, jednak zagra w ich barwach dodatkowy, zimowy split. A następnie będzie chciał znaleźć coś dla siebie w LCS. Ponadto wspominał, że tęskni za grą zagranicą i szkoda, że trenował 3,5 miesiąca po 10 godzin dziennie, a nie zagrał w tym czasie żadnej oficjalnej gry.