Pojawienie się w szeregach czołowych amerykańskich zespołów takich twarzy jak Tactical oraz Blaber to zwiastun potencjalnie nowej ery dla LCS. Ery, która powinna być bardziej opłacalna finansowo i pierwszy raz od dawna będzie rozwijać talenty ligi.

Nie sposób ukryć, że Ameryka Północna w profesjonalnym League of Legends to jeden z najsłabszych regionów. W „wielkiej czwórce”, którą budują Europa, Korea, Chiny i właśnie liga po drugiej stronie Atlantyku, to LCS jest najsłabsze. Przykładów jest masa i nie trzeba daleko szukać. Mierne rezultaty corocznie na Mistrzostwach Świata, czy na Mid-Season Invitational są tutaj argumentem nie do podważenia. Jasne, zdarzały się pojedyncze przebłyski świetności, tak jak między innymi awans Cloud9 do półfinałów Worldsów w 2018 roku, czy dojście Teamu Liquid do finału MSI w zeszłym roku. Tak jak jednak zaznaczyłem, to jedynie pojedyncze przypadki.

Winy można doszukiwać się w wielu rzeczach. LCS można porównać w pewnym stopniu do polskiego Counter-Strike'a. Dlaczego? Zarówno na amerykańskim gruncie jak i w Polsce zawodnicy dostają spore pieniądze, chociaż Polacy z pewnością nie zarabiają tyle co taki Jiizuke czy Impact w Stanach. Nie mówiąc już o Bjergsenie, który stał się współwłaścicielem organizacji dla której występuje od lat, Team SoloMid. Niemniej, ogromne zarobki graczy mogły ich rozleniwić i po prostu sprawić, że przestało im zależeć, co często zarzuca się właśnie polskiemu półświatkowi CS: GO.

Sumy wyjęte niczym ze spełnionego amerykańskiego snu z pewnością są częścią problemu, jednakże uważam, że głównym powodem niskiego poziomu LCS było ciągłe sprowadzanie graczy z innych regionów. Warto zaznaczyć, że najczęściej byli to gracze, którzy osiągnęli już peak swojej kariery. Trudno na ich miejscu przylecieć w takim razie do Kalifornii, usiąść na stercie dolarów i starać się jeszcze mocniej, a tym bardziej osiągnąć jeszcze więcej. Wystarczy zapytać o to połowę regularnie występujących w LCS zawodników.

Dla doświadczonych twarzy, weteranów, same pieniądze nie wytworzą odpowiedniej motywacji. Oczywiście, są one potrzebne w szeregach każdej organizacji, czy to na pozycji trenera, na ławce, czy nawet w aktywnej piątce. Ktoś musi jednak trzymać piecze nad młodym, gotującym się talentem i powiedzieć mu od czasu do czasu co ma zrobić, a za kulisami uspokoić. No właśnie, a co jeśli tego młodego talentu nie ma?

Tutaj leży lekarstwo, antidotum na chorobę nawiedzającą LCS od lat. Dziwi fakt, że dopiero z tym sezonem zostało one docenione przez włodarzy organizacji, jednakże jak to się mówi, lepiej późno niż wcale. Amerykańska liga potrzebowała inwestować w swój własny talent. Liga akademicka została przecież stworzona dosyć dawno, a dopiero w 2020 organizacje takie jak Liquid czy Cloud9 zaczynają sięgać po zasoby w niej stworzone. Mowa w tym przykładzie oczywiście o Tacticalu oraz Blaberze, którzy nie tylko w tym Splicie, ale w całym sezonie, okazali się być ratunkiem i najjaśniejszym punktem swoich zespołów. Kto nie wykonał jeszcze takiego ruchu, zapewne okupuje koniec tabeli. Tak, patrzę na Was Immortals i Dignitas i modlę się, aby ktoś uratował Johnsuna z Elohell.

Czy czeka nas powstanie z kolan LCS na międzynarodowej arenie? Raczej jeszcze nie w tym roku, natomiast jeżeli drużyny jeszcze bardziej zaczną inwestować w swój młody talent, to nie tylko wyjdą na tym lepiej finansowo (2,3 miliona za Huniego, litości), a może także skończą na Mistrzostwach Świata dalej niż w fazie grupowej.

Mateusz „Yoshi” Miter – śledź autora na twitterze   →