Akcje Riot Games muszą właśnie iść mocno w górę, gdyż firma zachwyciła społeczność swoimi planami na przyszłość.

League of Legends na zawsze będzie miało specjalne miejsce w moim serduszku. Mimo że na co dzień zdecydowanie więcej uwagi przykładam scenie Counter-Strike: Global Offensive, tak gdy świat karabinów trochę mi zbrzydnie, chętnie odpalam sobie LoL-a i w duecie ze starym, dobrym znajomym mogę „odprężyć” się na Summoners Rift. Jako że obcuję z tym tytułem od przełomu drugiego i trzeciego sezonu, gdy to polscy fani kibicowali MeetYourMakers, a support w grze był wyłącznie chodzącym workiem na wardy, to mimowolnie wsiąknąłem w ten świat. Jeszcze więcej czasu zacząłem spędzać z Riotem, gdy swoją premierę zaliczyło Teamfight Tactics, gdyż autobattlery trafiły w moje gusta, choć przyznam, że znalezienie pełnej godziny na jedną partyjkę czasem jest wymagające.

Podczas wspólnych podbojów duokolejki i niezłomnych prób udowodnienia, że nie tylko mentalnie jesteśmy challengerami, zdecydowanie zbyt często pojawiał się temat wielkiego potencjału Riot Games. Ich animacje według mnie przebiły długo królującego w tej kwestii Blizzarda, piosenki worldsowe śmiało mogłyby stać się hitami radiowymi, a sposób w jaki opiekują się swoją społecznością mnie, jako CS-owca, wręcz oczarowywał. Przyzwyczajony do monotonii świata Counter-Strike'a, sukcesywne zmiany rozgrywki na Summors Rift, były dla mnie fenomenem. Riot Games co sezon znajdzie sposób na to by w jakiś urozmaicić sposób gry, zachęcając starych fanów do sprawdzenia „co u nich nowego”. Tutaj zmiana mapy, tam odświeżenie mechanik jednej z moich ulubionych postaci, ciekawe zapowiadający się nowy czempion… zawsze jakoś mnie przekupią.

Stąd też odkąd dowiedziałem się, że 16 października Riot ogłosi nadchodzące zmiany w League of Legends, a dodatkowo uchyli rąbka tajemnicy nad nowymi produkcjami, siedziałem jak na szpilkach. Dziś rano aby nadrobić nocne wiadomości, obejrzałem prezentację i… kopara mi opadła. Chyba nikt nie spodziewał się wytoczenia ciężkich dział przez Riot Games, lecz z pewnością – była to dobra decyzja, ale po kolei. Co takiego zostało zapowiedziane? Otóż:

  1. Karciankę Legends of Runeterra, która jeszcze dziś trafiła do zamkniętych beta testów,
  2. Mobilną i konsolową wersję LoLa – League of Legends Wild Rift, która otrzyma ekskluzywną zawartość,
  3. Mobilna wersję Teamfight Tactics,
  4. LoL Esports Manager, czyli symulator menadżera drużyny esportowej,
  5. Bijatykę w świecie League of Legends, nazwaną roboczo „Project L”,
  6. Hack'n'slasha z elementami RPG, nazwanego roboczo „Project F”,
  7. Taktycznego FPS-a, nazwanego roboczo „Project A”,
  8. Animowany serial pod nazwą Arcane: Animated Series,
  9. I oczywiście zmiany przedsezonowe i nową postać – Sennę.

Jak widać Riot Games nareszcie zdecydowało wykorzystać potencjał swojego studia i ogromnego uniwersum, które przez ostatnie lat tworzyli wraz ze swoją społecznością. Oczywiście mnie jako CS-owca najbardziej interesuje podpunkt siódmy mojej listy, czyli pierwszoosobowa strzelanka nazwana Project A. Pierwsze pogłoski o niej pojawiły się już dobre dwa lata temu, i o ile wierzyć mojej pamięci, jednym z pierwszych, który o niej mówił był Danylo „Zeus” Teslenko. Według informacji gra miałaby się stać bezpośrednim konkurentem Counter-Strike'a, co według mnie jest bardzo potrzebne Valve'owi.

Firma Gabe'a Newella już od bardzo dawna nie czuje żadnego oddechu za plecami jeśli chodzi o CS-a. Wersja 1.6 stała się kultowa jeszcze za czasów swojej świetności, a po nie do końca udanym Sourcie, wybuch popularności Global Offensive chyba zaskoczył nawet samych twórców. Trzeba przyznać, że obydwie gry są jedyne w swoim rodzaju i zdecydowanie nie do podrobienia. Przez to ani jedna, ani druga gra nie miała bezpośredniego rywala i miała w pewien sposób monopol na internetowe strzelanki taktyczne. Ostatnie lata przyniosły nam takie tytuły jak Rainbow Six Siege, Paladins czy Overwatch, które cieszą się dość sporą popularnością, lecz jestem przekonany, że żadna z nich nie jest w stanie zastąpić „kantera”.


Mimo że Projectowi A zdecydowanie bliżej do Overwatcha i Paladins, to podczas wyżej zamieszczonej prezentacji, możemy zobaczyć oczko puszczone do społeczności Counter-Strike'a. Sformułowania takie jak „u nas tick rate będzie wystarczająco wysoki” czy też „wiemy jak ważna jest walka z oszutami” dla mnie są oczywistym zwrotem do gracza CS:GO. Oznacza to, że Riot jak najbardziej chce trafić do tej społeczności i wyłamać się za ramy wyżej wspomnianych dwóch tytułów. Ja, jako człowiek, który od kilkunastu lat gra w kantera, mam szczerą nadzieję, że tak jest. Dlaczego?

Valve świetnie sobie radzi z rozwojem gry, gdy ma konkurencję i możemy to zobaczyć w przypadku Doty2. Wiele nowych pomysłów, walka o prestiż The International, Gabe Newell osobiście pojawiający się na najważniejszych turniejach, source 2… są to rzeczy, które dla społeczności CS:GO pozostają w sferze marzeń. Chcę wierzyć w to, że sytuacja zmieniłaby się gdyby Valve miało z kim konkurować. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że już dwa lata temu, gdy pojawiły się pierwsze przecieki o Project A, Valve chciało podnieść pule nagród na Majorze aż trzykrotnie. Nie wykonano tego aż do dziś i nie wiadomo czy wydarzy się to kiedykolwiek.

Riot Games trafiło z ogłoszeniami w idealny moment. Oczywiście nie mogli tego planować, data była sztywna, a projekty tworzone są z pewnością od lat, lecz obecna sytuacja na rynku gier sieciowych bardzo im sprzyja. Project A może być odpowiedzią dla zdenerwowanej społeczności Blizzarda, który z dnia na dzień coraz bardziej traci swoją pozycję. Afery związane ze zwolnieniami pracowników, zawód społeczności Diablo, ostatnia drama ze z ukaraniem gracza z wyrażanie swojej opinii o Hong Kongu… można by tak wymieniać, a ich problemy się tylko nawarstwiają. Nagle ci zezłoszczeni gracze mogą otrzymać tytuły, dzięki którym zalepią swoje złamane serca. Hack'n'slash jako Project F i FPS jako Project A mogą głęboko zajść Blizzardowi za skórę.


Podsumowując tą obrzydliwą prywatę i plątaninę myśli – szczerze mam nadzieję, że jak największa ilość projektów Riot Games okaże się strzałem w dziesiątkę. Studio w przypadku prowadzenia League of Legends pokazało, że wiedzą jakie są potrzeby graczy, a dziesięcioletnie doświadczenie z pewnością im przy tym pomoże. Szczególnie liczę na strzelankę Project A – nie dlatego żeby się w nią zagrywać, ale dlatego, że może być kopem w cztery litery dla Valve, który w końcu wybudzi ich z letargu spowodowanym brakiem konkurencji na tej płaszczyźnie.

Michał „Perakk” Perkowski – śledź autora na twitterze   →