Ziemowit Ryś to osoba coraz bardziej rozpoznawalna w polskim środowisku esportowym. Były sportowiec, obecnie kierujący marketingiem w Centralnym Ośrodku Sportu. Prywatnie wielki miłośnik Counter-Strike: Global Offensive i innych tytułów esportowych. Specjalnie dla Was udzielił nam długiego wywiadu, w którym porusza wiele ważnych dla polskiego esportu wątków.
Gościem redakcji ESPORT NOW jest Ziemowit Ryś – kierownik marketingu w Centralnym Ośrodku Sportu. Panie Ziemowicie – jest pan osobą, która pojawia się w mediach esportowych od pewnego czasu, a bardzo wielu czytelników nie wie, kim Pan jest, czym się zajmuje i skąd wzięło się zainteresowanie esportem.
Rzeczywiście, dla niektórych może to być spore zaskoczenie, ale przyznam, że wszystko wyszło bardzo naturalnie. 15 lat uprawiałem lekkoatletykę, byłem sprinterem, 400 metrowcem. Przez blisko 300 dni zgrupowań rocznie miałem przyjemność trenować zarówno z pokoleniem sportowców grających w wolnych chwilach w karty jak i gry komputerowe. Zapytacie pewnie co to ma do rzeczy? Prawdziwi sportowcy muszą rywalizować, nawet w wolnych chwilach. Gry komputerowe są znakiem naszych czasów. Dawniej grano w karty, teraz gra się w CS:GO. Po zakończeniu mojej przygody ze sportem bardzo brakowało mi tej adrenaliny, rywalizacji, presji, zwycięstw i porażek, więc, bodaj w 2014 r., zacząłem grać w Counter Strike'a, który był w stanie wszystkie te braki wypełnić. Znowu poczułem chęć doskonalenia swoich umiejętności, zupełnie jak podczas codziennych treningów biegowych. Moje zainteresowanie i wiedza na temat esportu powiększała się, do tego stopnia, że mogłem ją wykorzystać podczas pełnienia obowiązków Doradcy Ministra Sportu i Turystyki (2015-2017) jak i na obecnym stanowisku, o czym już wszyscy doskonale wiedzą (zgrupowanie Izako Boars w OPO Szczyrk, porozumienie COS z Polską Ligą Esportową – przyp. red.).
Ma Pan więc za sobą stosunkowo długą karierę. Co udało się osiągnąć w „analogowym” sporcie?
Do Wicemistrzostwa Świata, czy brązowego medalu Mistrzostw Europy raczej ciężko będzie nawiązać. W CS zaczynałem od absolutnego zera – proszę się nie śmiać ale swoją drogę rozpocząłem od rangi Silver I, a moją ulubioną bronią był …. Negev. Po dwóch latach udało się samodzielnie „wbić” globala, co na gościa, który ma obecnie 30 lat i nigdy wcześniej nie grał w absolutnie żadne FPS, uważam za naprawdę spore osiągnięcie. Mam już swoje lata, ale chciałbym kiedyś sprawdzić się na „LANie” i poczuć klimat esportowej rywalizacji z fotela zawodnika. Miałem przyjemność siedzieć na miejscach dla zawodników podczas turnieju ESL One w Kolonii, oczywiście w roli kibica i muszę przyznać, że to było niesamowite przeżycie, bodaj 11 tysięcy ludzi naprzeciw mnie. Mówiąc humorystycznie zdarzyło mi się raz być przed Piotrkiem (Izakiem) w tabeli podczas wspólnego meczu, ale jak się zorientował to wbił ACE w ostatniej rundzie i mnie wyprzedził. Nigdy mu tego nie wybaczę :). Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę, że ani wynik indywidualny, ani ranga nie mają większego znaczenia – zawsze liczy się dla mnie wygrana zespołu, którą często utrudniają nieuczciwi gracze.
Bardzo dobrze, że poruszył Pan kwestie osiągania wyników w sporcie oraz esporcie i analogiach z nią związanych. W sieci można znaleźć informacje, że został Pan przyłapany na stosowaniu substancji dopingujących. Jakie zatem zdanie ma Ziemowit Ryś na temat dopingu zarówno w sporcie, jak i rozgrywkach sieciowych?
Cóż, w moim przypadku doping to zdecydowanie za duże słowo, myślę, że po 9 latach nie powinno to zostać odebrane jako wybielanie się. „Doping”, na którym mnie przyłapano, to nic innego jak … leki na przeziębienie. Tak, większość popularnych, dostępnych bez recepty leków zawiera pseudoefedrynę, która znajduje się na liście substancji niedozwolonych. Przekroczyłem normę nieznacznie, a przed badaniem podałem pełną listę lekarstw, które zażywałem, na co posiadam dokumenty do dziś, więc o żadnym zatajaniu czy oszukiwaniu nie ma mowy. Mogę jedynie dodać, że pobiegłem wówczas ponad sekundę gorzej od mojego rekordu życiowego. Nie chcę aby to źle zabrzmiało, ale naprawdę wielu sportowców tamtych lat posiada podobne ostrzeżenia, tylko moje zostało podane do informacji publicznej, z czym do dziś jest mi bardzo trudno i niezręcznie jest mi się z tego tłumaczyć. Znam historie, gdzie podczas zgrupowania, na kilka dni przed zawodami, lekarz kadrowy (!) przepisywał zawodnikom leki zawierające niedozwolone środki, co skończyło się ostrzeżeniami dla kilkudziesięciu zawodników i anulowaniem wyników. Takie czasy, taki był poziom świadomości. Jako zawodnik Kadry Narodowej przechodziłem kontrole antydopingowe bez przerwy od 2003 roku, żadna kontrola przed, ani po feralnym wydarzeniu nie wykazała obecności środków dopingujących.
„Cheatowanie jest zabijaniem jakichkolwiek ideałów. Grając mecze turniejowe, chcę sprawdzić i rozwijać swoje umiejętności, analizuję swoją grę aby móc poprawiać i eliminować błędy. Dążyć do doskonałości. Jak mam to robić kiedy przeciwnik widzi przez ściany?”
Jeżeli chodzi zaś o moje zdanie na temat dopingu, to ja jestem przeciwnikiem nawet odżywek. Poziom międzynarodowy w kategorii kadeta osiągnąłem, jak to się mówi, „na schabowym od mamy”. Naprawdę. Nie piłem nawet izotoników. Uważam, że odżywki należy traktować jako nowy bodziec na wysokim poziomie sportowym. W sporcie doping to oczywiście niedopuszczalne zjawisko, pomijam już nawet kwestie moralne i etyczne, ale jest to zatruwanie swojego organizmu. Inaczej sprawa się ma w przypadku esportu, tutaj poza historią z Adderallem (lek wzmagający koncentrację, uznawany w sporcie za środek dopingujący – przyp. red.) i Cloud9 mówimy o dopingu w postaci cheatów. Wiele jest filmików, gdzie zarzuca się nawet profesjonalnym graczom podmienianie sprzętu, lub pokazuje jak „aimlockują” głowy przeciwników przez ściany aby poznać ich pozycję. Oczywiście nie wiemy czy tak jest i nie mamy żadnych dowodów, może to “fejkowe” materiały. Cheatowanie jest zabijaniem jakichkolwiek ideałów. Grając mecze turniejowe, chcę sprawdzić i rozwijać swoje umiejętności, analizuję swoją grę aby móc poprawiać i eliminować błędy. Dążyć do doskonałości. Jak mam to robić kiedy przeciwnik widzi przez ściany? Zdarzało nam się wygrywać i takie mecze, ale co to ma wspólnego z rywalizacją? Strata czasu i nerwów. Bardzo liczę na to, że Valve w końcu wykona dobrą robotę w tym aspekcie, oraz, że po ewentualnym uznaniu esportu za sport, nastąpi również nowelizacja np. kodeksu karnego w zakresie karania producentów cheatów, tak jak to ma miejsce w Korei Południowej, gdzie można za to trafić nawet na 5 lat do więzienia. Ale tam esport jest na innym poziomie. Zresztą, mamy pierwszego Polaka (min. Bańka przyp. redakcja) w Komitecie Wykonawczym Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), więc można liczyć na pozytywne zmiany w tym aspekcie.
Miał Pan ostatnio okazję współpracować z Izako Boars. Pojawiło się też wiele wywiadów opowiadających o pobycie drużyny w Szczyrku. Jakie są Pańskie odczucia? Czy esportowcy to trudni współpracownicy?
Przyznam szczerze, że byłem bardzo ciekaw chłopaków. Wydawało mi się, iż różnice między naszymi pokoleniami będą stanowiły barierę nie do przejścia, ale jak mawia Radek Kotarski: „nic bardziej mylnego”. Zawodnicy okazali się naprawdę sympatyczni i otwarci, chwaliła ich cała obsługa Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Szczyrku. Natomiast czy są trudni we współpracy? Absolutnie nie. Każde środowisko posiada swoją specyfikę i należy ją zrozumieć lub uszanować, czy to będą sportowcy czy esportowcy. Sam byłem sportowcem i spoglądając teraz obiektywnie, z zewnątrz oraz z perspektywy czasu, mogę stwierdzić z całą stanowczością, że jest to bardzo specyficzne środowisko.
Nie mogło zabraknąć pytania o Polską Ligę Esportową. Jak ocenia Pan formułę tego projektu z perspektywy sportowca?
Znając kulisy powstawania Polskiej Ligi Esportowej mogę się wypowiedzieć w nieco innym kontekście. Zacznę od pochwalenia organizatorów – zebranie takiej kwoty od sponsorów w tak krótkim czasie robi ogromne wrażenie i budzi szacunek. FantasyExpo znane jest ze świetnej współpracy ze sponsorami, więc nic dziwnego, że zarówno jedna jak i druga strona dąży do jej kontynuacji. Natomiast patrząc nieco szerzej, środowisko zareagowało różnie. Każdy ma swoją wizję i pomysł funkcjonowania takiej ligi, lecz na tym się kończy. Trzeba pracy aby wdrażać pomysły. Tego niestety ciągle brakuje, natomiast determinacji do jątrzenia i skłócania środowiska nigdy. Bardzo tego nie lubię. Powtarzam na każdym kroku: esport w Polsce wymaga powtarzalności i fundamentów. Można to osiągnąć tylko działając wspólnie, i w porozumieniu. Potrzebujemy jednej ligi o mocnych fundamentach i potężnym zapleczu zapewniającym dopływ talentów. Potrzebujemy zjednoczonego środowiska pracującego dla wspólnego dobra, a nie kilku pomniejszych, nic nie znaczących turniejów, lig, rozgrywek, które cały ten ekosystem tylko rozpraszają. Czas najwyższy się dogadać i stworzyć razem coś wielkiego. Właśnie taka liga mi się marzy. FantasyExpo wykonało pierwszy krok w tę stronę, z niecierpliwością czekam na kolejne, tak samo jak na wsparcie i zaangażowanie wszystkich uczestników rynku esportowego w Polsce.
Wiele ostatnio mówi się o wyjściu “z podziemia” i o możliwościach związanych z uznaniem esportu za dyscyplinę sportową. Jakie widzi Pan szanse związane z usankcjonowaniem esportu w Polsce?
Trochę nie rozumiem tej potrzeby wejścia do mainstreamu. Esport tworzy swoją unikatową subkulturę, która niebawem zawładnie światem i sama będzie tworzyć mainstream. Potrzeba nie tylko cierpliwości i ciężkiej pracy ale i ideałów, dlatego nie mówiłbym o esporcie w kontekście podziemia. Jeżeli chodzi o kwestie prawne otworzy to przed esportem wiele możliwości finansowania ze środków publicznych oraz uporządkowania kwestii organizacyjnych ale tylko w sytuacji gdy decydentami będą osoby obiektywne, mające na celu dobro ogółu a nie swój prywatny interes. Widzę tu niestety wiele zagrożeń, jak chociażby forsowanie potrzeby powstania Polskiego Związku Sportów Elektronicznych. Z jednej strony byłby to organ reprezentujący esport „na salonach”, z drugiej moje pytanie brzmi – ile znacie osób, które mógłby pracować w takim związku? Kto miałby być jego prezesem? Osoba wywodząca się z organizacji? Co wtedy ze wspomnianą bezstronnością? Rodzi to wiele zagrożeń. Blisko 2 lata analizuję możliwość powstania związku i ciągle mam więcej pytań niż odpowiedzi.
„Widzę tu niestety wiele zagrożeń, jak chociażby forsowanie potrzeby powstania Polskiego Związku Sportów Elektronicznych. Z jednej strony byłby to organ reprezentujący esport „na salonach”, z drugiej moje pytanie brzmi – ile znacie osób, które mógłby pracować w takim związku?”
Ostatnio wśród polskich graczy krąży koncepcja powstania stowarzyszenia graczy dbająca o ich interesy. Jako przykład podawana jest WESA, ale jak wiadomo, jest ona kontrolowana przez podmiot prywatny, bardzo silnie zaangażowany w rynek. Czy widzi Pan możliwości stworzenia takiego organu w Polsce?
Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się niegłupi, tak to funkcjonuje np. w amerykańskich ligach zawodowych, jednak mam na to trochę inne spojrzenie i już o tym wspomniałem. Taką funkcje powinienen pełnić Polski Związek Sportów Elektronicznych przynajmniej na terenie Rzeczpospolitej Polskiej, wymaga to jednak ludzi obiektywnych i niezależnych, którzy potrafią spojrzeć na zagadnienie globalnie i dbać o interesy zarówno sponsorów, zawodników jak i organizacji. Bo jeżeli któraś ze stron będzie niezadowolona, to o jakiej współpracy i rozwoju będziemy rozmawiać? Wiem, że jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził, ale takie mamy obecnie kadry w esporcie i siłą rzeczy działacze musieliby wywodzić się z organizacji funkcjonujących już na rynku. Jaka mamy więc gwarancję, że nie będą oni działać w ich interesie? Żadną. No właśnie. Z drugiej strony środowisko nigdy nie zaakceptuje ludzi spoza esportu, a zwłaszcza polityków. Jesteśmy więc w kropce. Boję się centralizowania rynku esportowego ze względu na liczne patologie z tym związane, które z pewnością prędzej czy później zostałyby przeniesione na wirtualną rzeczywistość. Esport, pomimo młodego wieku, jest całe lata świetlne przed sportem pod względem organizacyjnym i wizerunkowym. Prawda jest taka, że to sport powinien się tego wszystkiego uczyć od esportu. Zadaniem esportu jest wyznaczanie nowych standardów i trendów, a nie kopiowanie niesprawdzonych rozwiązań. Doskonale wiemy, że gdzie pojawiają się duże pieniądze zaczynają się konflikty interesów. Zawsze i wszędzie chciałbym pracować tylko z uczciwymi, obiektywnymi i kompetentnymi ludźmi, a takich niestety coraz bardziej brakuje.
Jak jesteśmy w mainstreamie – co Pan sądzi o próbie adaptowania esportu do warunków telewizyjnych?
Nie chcę używać zbyt mocnych słów, ale jest to uwstecznianie się. Telewizja odchodzi w zapomnienie. Potrwa to jeszcze kilka, być może kilkanaście, lat. Sam już od dawna nie oglądam telewizji. Przyszłość stanowi content dostępny w dowolnej chwili na każdym urządzeniu mobilnym. YouTube czy Twitch bardzo wyraźnie wskazują kierunki rozwoju. Próbę adaptowania esportu na potrzeby telewizji mogę rozpatrywać jedynie jako skok na kasę, ponieważ nie ma co ukrywać – telewizja ciągle ma w tym aspekcie wiele do zaoferowania.
Odchodząc z tematów poważnych, na koniec nutka prywaty. Ulubiona dyscyplina esportowa i drużyna?
Nie wiem czy powinienem odpowiadać:). Oczywiście jeżeli chodzi o dyscyplinę to Counter Strike jest moim numerem jeden. Ale gram też w Hearthstone i StarCraft II. Natomiast bardzo trudno mi wskazać jedną drużynę. Osobiście poznałem Izako Boars i prywatnie to bardzo sympatyczni ludzie. Mam wiele szacunku do Virtusów bo od nich zaczęła się wielka popularność CS i całego esportu. Uwielbiam ich mecze z SK Gaming. Można je określić mianem klasyków. Kawał dobrego CS! Natomiast patrzę w przyszłość i od roku bacznie przyglądam się Kinguinom. Ostatnio może im nie idzie, ale drużyna zrobiła ogromne postępy i rozwija się bardzo harmonijnie. Podoba mi się ich model prowadzenia zespołu, i nie będę ukrywał, że wizerunkowo chłopaki robią bardzo dobre wrażenie. Są medialni. Nie miałem możliwości poznać ich osobiście pomimo wielu okazji – zawsze coś wypadało. Mam nadzieję, że wkrótce to nadrobię.