Afera z coach bugiem wraca jak bumerang. Okazuje się, że Valve nadal nie naprawiło problemu w CS:GO, który umożliwiał trenerom podglądanie losowego miejsca na mapie.

Jesienią 2020 roku żyliśmy aferą znaną jako „coach bug”. Był to problem, który nagłosił Loord – przez błąd w grze kamera trenera bywała ustawiona w losowym miejscu na mapie, przez co szkoleniowiec w trakcie spotkania mógł podglądać przykładowo mid na Mirage'u. ESIC przeprowadziło śledztwo, sprawdziło tysiące demek i wyłapało łącznie 37 trenerów, którzy skorzystali z bugu. Zależnie od stopnia używania błędu gry trenerzy otrzymywali kary wykluczające ich z rozgrywek. Tak oto zbanowani na kilka miesięcy zostali Polacy – minir0x i Loord, ale także inni szkoleniowcy z Europy i CIS.

Sprawa rozrosła się na ogromną skalę i wydawało się, że kwestią czasu jest, aż Valve naprawi błąd. Nie tylko po to, by wykluczyć potencjalne oszustwa, ale także po to, by nie narażać trenerów na przypadkowe korzystanie z bugu i w rezultacie nietrafione oskarżenia. W końcu to była wina tylko i wyłącznie producenta gry, że taki błąd w CS:GO występuje i działa on losowo.

Co zrobiło Valve? W styczniu 2021 zdecydowało się zmienić regulamin turniejów kwalifikacyjnych, jak i samego Majora. Od teraz trenerzy nie mogą przebywać z zawodnikami na serwerze, bez względu na to, czy byli kiedyś zbanowani za oszustwa, czy nie. Wykluczono wszystkich. Decyzja dewelopera nie spodobała się całej esportowej scenie, teraz jednak rozumiemy powody takiego, a nie innego wyboru.

Otóż okazało się, że bug nadal istnieje. Poinformował nas o tym Sergey „lmbt” Bezhanov, czyli jeden ze zbanowanych trenerów, poprzednio zatrudniony w forZe. Rosjanin wrzucił na Twittera nagranie, gdzie ewidentnie widać działanie usterki gry. Wygląda na to, że Valve zamiast naprawić swój błąd, po prostu zatuszowało go, nie pozwalając trenerom na rozmowy z graczami i obecność na serwerze podczas spotkań. Jest to rozwiązanie najprostsze, ale także najbardziej krzywdzące, przy jednoczesnym umyciu rąk ze strony dewelopera.