W rozmowie z Krystianem „Terpem” Terpińskim porównaliśmy pewne aspekty między VALORANTEM, a CS:GO, jednocześnie skupiając się na dotychczasowym rozwoju produkcji od Riot Games.

Maciej Jędrzejak: Czy Twoim zdaniem scena VALORANTA rozwija się właściwie na przestrzeni czasu od momentu wyjścia gry?

Krystian Terpiński: Wydaje mi się, że tak. Miałem pewien moment zwątpienia, kiedy nie do końca byłem zadowolony z tego jak to wygląda. Z jednej strony mieliśmy wszak fajny złożony ekosystem stworzony przez Riot (VALORANT Champions Tour), ale z drugiej zdarzały się momenty posuchy dla zespołów, które tygodniami grały same mecze treningowe. Czasem przez miesiąc, dwa, brakowało turniejów i organizowania tego typu imprez. Bywałem wtedy rozczarowany, również z perspektywy komentatora. Mimo to Riotowi warto ufać. Mają oni swoje sprecyzowane plany, które nie polegają na tym, żeby już w pierwszym roku zarzucić wszystkich masą turniejów; by ta gra była produktem nie na rok, a na przynajmniej dekadę. Pokazało to już wcześniej League of Legends, wobec czego uzbroiłem się w cierpliwość i zaufałem Riotowi. Po półtora roku można być zadowolonym z tego jak to wygląda. Dla graczy stworzono perspektywy, dzięki którym będą mogli zacząć od samego dołu (np. VALORANT Regional Circuit), by następnie dobić się do samego VCT. Zawsze mogło być lepiej jak i gorzej, ale wierzę, że esport, jaki tworzymy w VALORANCIE, idzie w dobrym kierunku. Nikt jednak nie osiada na laurach – wszyscy wiedzą, że największa praca jest jeszcze do wykonania.

Sympatyków CS:GO, w tym zresztą i mnie, może przytłoczyć ilość różnic między obiema produkcjami. Co unikatowego ma w sobie VALORANT i czym może przekonać do siebie nawet zatwardziałych fanów Counter Strike'a?

Wiem jak to jest. Zaczynając swoją przygodę z VALORANTEM miałem na pewno w głowie to, że produkcja Riotu drastycznie różni się od CS:GO. Aczkolwiek po czasie dla mnie to jest właśnie najpiękniejsze. Nie szukałem nowego Counter Strike'a. Szukałem gry, która otworzy kreatywność graczy na nowo. VALORANT cały czas daje pole do eksploracji nowych rzeczy i zagrywek. To mnie kupiło. Żaden mecz nie wygląda tak samo, co jest największym atutem w całej rozgrywce.

A powiedziałbyś, że VALORANT jest trudniejszy od CS:GO?

Zależy od poszczególnych aspektów. Rozmawiałem z wieloma graczami, trenerami i ekspertami powiązanymi z obiema produkcjami i opinie (moja również) są do siebie podobne. Pod kątem strzelania VALORANT jest łatwiejszy, lecz w kwestii mechaniki i taktyki jest znacznie bardziej złożony od CS'a. Oczywiście nie wszystko sprowadza się w Counter Strike'u do strzelania i każdy przeciętny gracz o tym wie, ale oprócz granatów nie ma w nim tylu unikatowych umiejętności jak w VALORANCIE. Każdy agent również ma swoje atrybuty, a wszystko może ze sobą w różnoraki sposób współgrać. Dlatego mechanicznie i taktycznie to produkcja Riot jest trudniejsza. Wszystko tyczy się oczywiście bardziej profesjonalnej gry, bo reszta zależy od poszczególnych preferencji. VALORANT potrafi być bowiem atrakcyjny nawet dla typowo konsolowych graczy, o czym przekonałem się na doświadczeniach własnych znajomych.

A propos tych profesjonalnych graczy –  dużo zawodników CS:GO przeniosło się na VALORANTA. Zdarzają się już jednak przypadki, że część z nich m.in. floppy; mówi się również o nitr0 i autimaticu, wracają do Counter Strike'a. Co powiesz z kolei o scenariuszu przejścia typowego „valorantowca” do konkurencyjnej produkcji? Istnieje szansa, że rasowi gracze VALORANTA poszukają szczęścia na scenie CS:GO?

Moim zdaniem nie. Counter Strike to gra o wieloletniej historii i tradycji. Nie rozwija się już zbyt dynamicznie, a samo Valve nie potrafi wnieść niczego świeżego do samej gry, poza skinami, mapami czy okazyjnymi zmianami odnośnie poszczególnych broni. Dla nowych odbiorców jest to po prostu za mało. Dziś na VALORANTA patrzę jak na pierwszego taktycznego FPS'a dla graczy, którzy mieli wcześniej doświadczenie z Fortnitem, PUBG, Apex czy Call of Duty. CS raczej nie jest dla nich przystępnym wyborem. Jestem pewien, że wielu graczy przenoszących się z CS:GO na VALORANTA prędzej czy później wróci ponownie do produkcji Valve, ponieważ są mocno związani z tą grą. Oczywiście nie tyczy się to wszystkich – Jamppiemu zdjęto bana dotyczącego m.in. Majorów, ale ten powiedział, że zostaje, to jest jego miejsce, to jest gra, która chciała go od początku i tu ludzie w niego wierzą. Mi nie zależy na przenosinach czołowych graczy CS:GO na VALORANTA. Tu kreują              się nowe legendy. To jest przestrzeń dla wielu ludzi, by w niej zaistnieć.

W temacie tej nowej przestrzeni do głowy przychodzą mi Sentinels. Zespół tworzy przecież aż 4 byłych pro-graczy CS:GO.

Sentinels to dobry przykład. VALORANT stał się dla nich miejscem, w którym wykorzystali fakt, że już w CS'a byli nieźli. Świetni aimowo, kreatywni goście, świadomi, że z tym wszystkim idą duże pieniądze, co dawało dodatkowe chęci do gry – to pozwoliło im szybko osiągnąć czołówkę. Widzimy jednak jak to wyglądało pod koniec roku. Czy to na VCT Masters Berlin czy podczas Mistrzostw Świata Sentinels nie było już kandydatem do zdobycia tytułów. Gra ewoluuje i wyrastają nowe legendy, budujące swoją historię w VALORANCIE. Myślę, że ostatnie pół roku pokazało, że gracze wywodzący się z CS:GO nie zdominują sceny VALORANTA, choć wielu tak myślało. Najpierw VCT Masters wygrało Gambit, którego zawodnicy mają ledwie śladowe epizody w Counter Strike'u za sobą. Potem w VCT Champions zwycięża Acend – dwóch gości z Fortnite'a, gracz z Zuli i para z doświadczeniem w CS'ie podobnym do wspomnianego Gambit. To mocno dowodzi, że VALORANT jest zupełnie inną grą. Ta renoma o byciu „csowcem” w przyszłym roku, maksymalnie następnym, nie będzie nic znaczyła. Liczyć się będzie tylko to, jakim jesteś “valorantowcem”. 

Powiedziałeś kilka słów o Acend. Duży wpływ na rozwój Counter Strike'a w Polsce miało Virtus.pro. Oczywiście nie sposób jest porównywać zeeka i starxo do osiągnięć polskich Niedźwiedzi, ale czy twoim zdaniem mogą oni być fundamentem dla budowy sceny VALORANTA w Polsce? Między innymi właśnie popularyzując grę i przyciągając do niej nowe twarze.

Na pewno to będzie pomocne. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że ten sukces (triumf na VCT Champions) jest ogromnym kamieniem milowym dla całej polskiej społeczności VALORANTA. Natchnęło to wiele osób, by zacząć grindować, aby kiedyś znaleźć się w tym samym miejscu co chłopaki. Prawda jest taka, że to zupełnie inny sukces niż ten Virtus.pro. To była w pełni polska piątka, a sam Counter Strike był wtedy dużo bardziej globalnym esportem niż VALORANT. Temu nie ma się co oszukiwać – gra nie wybuchnie jeszcze na taką skalę, by w każdy polskim domu mówiło się o zeeku i starxo. I to wcale nie jest złe, wszystko powinno się dziać stopniowo. Dlatego ważne, by o tym osiągnięciu było mówione, żeby podkreślić wagę faktu, że mamy dwóch mistrzów świata w dziedzinie esportowej. To się nie wydarzyło od dawna, zwłaszcza w tych czołowych grach. Oby ten sukces został wykorzystany. Nie można się tym zachłysnąć, tylko pomyśleć co w związku z tym dalej. Znam zeeka i starxo osobiście – wiem, że włożyli całe swoje serca i życie, by ten najwyższy cel osiągnąć. Prawda jest jednak taka, że takich jednostek nie ma na każdym rogu. Dlatego dla mnie pytaniem jest nie to, czy wpłyną oni na promocję VALORANTA w Polsce, lecz co można zrobić, aby zmaksymalizować ten rozwój. Dużo osób nad tym pracuje nad tym, żeby to uświadomić wszystkim: skoro udało się tym dwóm chłopakom to może się udać i tobie.

Na koniec parę pytań bezpośrednio o twoją osobę. Ludzie niejednokrotnie pytają się ciebie o opinie dotyczące VALORANTA. Sam też już wypracowałeś sobie pozycję osoby dobrze kojarzonej z produkcją, między innymi ze względu na dużą aktywność wśród społeczności i fakt bycia komentatorem rzecz jasna. Uznałbyś się za pewnego rodzaju mecenasa VALORANTA na polskiej scenie? Pamiętaj, że skromność jest przereklamowana.

Na pewno jestem świadomy tego, co zrobiłem dla rozwoju sceny. Być może gdybym ja nie zajął się pewnymi kwestiami, to nigdy nie zostałyby one zrealizowane. Nie zmienia to faktu, że pod kątem zawodowym jestem „wychowany” w ten sposób, że myślenie o dotychczasowych sukcesach jest bardzo zgubne. Tego na pewno nauczył mnie Paweł Książek, kiedy pracowałem w Weszło. Z tym podejściem wszedłem do VALORANTA – aby jak najwięcej zrobić. Raz, że byłem zajarany grą, a dwa widziałem jak mało uwagi dostają poszczególne tematy czy sami ludzie. Miałem gdzieś te umiejętności, trochę doświadczenia, żeby je na tym polu wykorzystać. W samej branży esportowej nie pracuję długo, bo to są niecałe trzy lata, ale byłem świadomy tego, że na pewno umiem więcej niż inni. Ciężko pracowałem na pewne aspekty i chciałem się skupić na tym, aby nie tylko opisywać, ale przede wszystkim tworzyć rzeczywistość. Moim zdaniem esport jeszcze nie jest dziedziną, która jest zamknięta w pewne ramy; struktury. Nawet ktoś tak zwykły jak ja może tą rzeczywistość kreować. Mam wrażenie, że mniej lub bardziej mi się to udało. Na pewno są rzeczy, które mogłem zrobić lepiej; mogłem zrobić ich więcej, ale na pewno jestem i będę ważną postacią dla polskiego VALORANTA. Współtworzę tą scenę. Nie jestem gościem, który spojrzał na to wszystko z góry po pewnym czasie i sukcesie produkcji. Zaczynałem ze wszystkimi budować to od zera. Często słyszałem, że poszedłem na VALORANTA, bo nie dostawałbym takiej kasy w CS:GO. To największa bzdura, jaką usłyszałem na swój temat. Do swoich działań w VALORANCIE przez wiele miesięcy dokładałem z własnej kieszeni, podczas gdy dużo więcej zarabiałbym wtedy w Counter Strike'u. Dopiero pod koniec 2021 roku mogłem powiedzieć z czystym sumieniem, że zarobiłem na tym jakieś sensowne pieniądze. Nie traktuję tego jednak na zasadzie „zarabiam dobre pieniądze, dlatego to robię”. Środki są ważne – jeżeli chcesz realizować pewne rzeczy, musisz mieć zapewnione spokojne życie. Skupiam się na tym co mogę dalej zrobić. Przez to ufają mi gracze, dzięki temu jestem w stanie realizować najfajniejsze projekty. Dlatego jestem jednym z nich. Zawsze się tego trzymam – mogę nie być graczem, mogę z nimi nie przesiadywać, ale jak trzeba to wchodzę i rozmawiamy jak równy z równym. Nikt nad nikim nie jest wyżej, a wszyscy działamy w stronę jednego celu. Za to kocham tych chłopaków. Za to, że chcą tą rzeczywistość współtworzyć; żeby szukać jedności. Praca jednej osoby nie jest w stanie rozwinąć tak rozbudowanej sceny. Wielu fantastycznych ludzi poznałem w tym środowisku. Niektórych mogę z czystym sumieniem nazwać przyjaciółmi.

Na Instagramie robiłeś kiedyś Q&A, w którym zapytano Cię o plany na 2022 rok. Co zrozumiałe powiedziałeś, że przede wszystkim skupisz się na konceptach związanych z VALORANTEM. Czy w takim razie Terp zamyka furtkę z napisem „Counter Strike”?

Nie, na pewno nie zamykam się na VALORANTA. To co napisałem na Instagramie podtrzymuję z prostej przyczyny. Obejmując w Polskiej Lidze Esportowej stanowisko związane z prowadzeniem struktury ligowej dla 20 krajów Europy Środkowo-Wschodniej, plus do tego komentowanie spotkań i sprawy prywatne – to mi nie pozwoli na to, żeby w CS'a zaangażować się we właściwym w stopniu. Nie lubię robić rzeczy na pół gwizdka. Pewnie mógłbym się dalej tym zajmować, ale czułbym się nieodpowiednio do tego przygotowanym. Uczciwie nie dałbym jakości, jaką dawałem jeszcze w 2021 roku, bo będę miał za dużo obowiązków związanych z VALORANTEM. Nie chodzi o to, by łapać się wszystkiego co jest, ale żeby pewne zadania wykonywać dobrze. Jeśli czas pozwoli i dostanę konkretną, ciekawą propozycję to bardzo chętnie, ale wiem, że w długoterminowy projekt nie byłbym w stanie się zaangażować. Mam do wykonania porządną robotę w Valorancie i na tym skupiam się teraz w stu procentach.

Nasz wywiad wyewoluował w niemały wykład. Wielkie dzięki za rozmowę!

Dziękuje bardzo za zaproszenie, bardzo mi miło.