Korzystając z przerwy w rozgrywkach należy przyjrzeć się co wydarzyło się w fazie grupowej podczas pięciu rund formatu szwajcarskiego. Zadajmy sobie pytania kto zachwycił, a komu należy udzielić nagany.

Bez żadnych przeciwwskazań można powiedzieć… była to jedna z najbardziej zaskakujących faz grupowych Majora w historii. Wielu faworytów stawianych na piedestale poległo oddając prym pretendentom. Z drugiej strony ekipy z góry spisywane na porażkę dały radę utrzeć nosa zawistnym, źle życzącym ludziom. Kto zasługuje na tytuł najbardziej negatywnego i najbardziej pozytywnego zaskoczenia?

FaZe Clan

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że ten zespół zawiódł swoich fanów najbardziej. Ostatnie miesiące były dla nich świetne. Cztery finały, w których zdobyli trzy drugie miejsca oraz mistrzostwo na finałach StarLadder i-League StarSeries Season 3. Odkąd dołączył do nich NiKo wszystko szło po ich myśli i nic nie wskazywało na spadek formy. Przyszedł on jak grom z jasnego nieba.

Ekipa kierowana przez karrigana zaczęła zmagania na Majorze od meczu z BIG. Niemcy bez żadnego problemu rozprawili się z nimi. Wiele osób na tym etapie usprawiedliwiała FaZe Clan mówiąc, że zdecydowali się grać na najlepszej mapie przeciwników, że skład nexa stosuje nie do końca czyste zagrywki, czy w końcu, że to zwykły wypadek przy pracy. Potem przyszedł czas na walkę z mousesports. Tutaj potrzebna była dogrywka żeby wyłonić lepszy zespół. FaZe znów poległo co zaniepokoiło ich fanów, ale znów pojawiły się głosy, że mouz w formie. W obydwu meczach zawiódł ten sam element – kioShima. Francuz, zwany też problemem, całkowicie nie popisał się na tym turnieju. Strzelał gorzej od prowadzącego drużyny – karrigana. Ich przygodę z turniejem zakończyło FlipSid3 Tactics, które rozegrało fenomenalny mecz na Mirage'u.

Słaba dyspozycja europejskiego składu może wynikać ze zmęczenia. Zawodnicy FaZe Clan od marca żyli od turnieju do turnieju, lecz na każdym z nim prezentowali dobrą formę. Ta jednak kiedyś musi się skończyć. NiKo i spółka zakończyli zmagania na Majorze już trzeciego dnia, odpadając z bilansem 0-3.

Natus Vincere

Kolejna drużyna, która zaskoczyła swoich fanów, ale bardzo negatywnie. Co prawda ich forma przez dłuższy okres, delikatnie mówiąc, nie zachwycała. Jednak podczas ESL One Cologne 2017 doszli do ćwierćfinałów, co mogło być przesłanką o ich powrocie do dobrej gry. Tak się jednak nie stało.

Historię upadku formy zna chyba każdy kto śledzi scenę CS:GO. W ubiegłym roku skład zajmował masę drugich miejsc, za każdym razem ulegając przeciwnikom w finale. W głowach zawodników powstała jakaś bariera, wyimaginowana klątwa, przez którą nie mogli zdobyć pierwszego miejsca. Zdecydowali się wymienić Zeusa na ówczesną gwiazdę Amerykańskiej sceny, która powróciła do Europy – s1mple'a. Co prawda zaraz po transferze udało im się wygrać ESL One New York 2016, gdzie w finale pokonali Virtusów, lecz dla nich był to początek końca. Od tamtej pory trudnością stało się wyjście z grupy, nie mówiąc już nawet o walce w fazach pucharowych. Tak było i tym razem.

Co prawda Na`Vi nie odpadło bez walki, ponieważ zdobyli bilans 2-3. Nie zmienia to faktu, że nie osiągają statusu legend i o kolejnego Majora będą musieli walczyć w zamkniętych kwalifikacjach jako pretendenci. Przynajmniej mogą liczyć na dobre towarzystwo w postaci FaZe Clanu.

BIG

BIG jest zdecydowanie fenomenem turnieju PGL Major Kraków 2017. Niemcy nie dość, że wyszli z fazy grupowej nie ponosząc żadnej porażki, to dodatkowo na swojej drodze rozprawili się z brazylijskim tytanem – SK Gaming.

W tym przypadku nie obyło się jednak bez kontrowersji. Wrzawę wśród samych zawodników jaki i kibiców wywołał trik używany przez Niemców. Chodziło o wykorzystanie ułomności silnika gry i podskoczeniu aby zobaczyć co dzieje się za ścianą w taki sposób, że przeciwnicy nie byli w stanie nas wykryć. Organizatorzy nie zauważyli w tym nic złego, natomiast inny gracze i ich fani jak najbardziej. Przez to wśród zespołów powstała dżentelmeńska umowa aby nie nadużywać tego błędu gry do czasu aż Valve się tym nie zajmie.

Dodatkowo złośliwi ludzie twierdzą, że jest to zespół jednej mapy, gdyż trzykrotnie grali Inferno. Statystyki mówią jednak coś innego. Niemcy czują się równie dobrze na Cobblestonie, Overpassie i Cache'u co na Inferno, więc swój pełny potencjał pokażą dopiero w fazie pucharowej.

Virtus.pro

To prawda, przed turniejem nie było kolorowo. Jedni mówili o ich końcu, inni o podupadłych gwiazdach, a jeszcze inni o tym, że presja nie pozwoli im pokazać pełnych możliwości. Virtusi po raz kolejny udowodnili, że nie można ich lekceważyć.

Polacy szybko zadziwili wszystkich oglądających turniej. Rozpoczęli świetnie, od bilansu 2-0 po wygranych z Vega Squadron oraz swoimi starymi, dobrymi znajomymi – fnatic. Po pierwszej wygranej nikt nie wierzył, że może ona świadczyć o dobrej formie Virtusów na tym turnieju. Natomiast pokonanie Szwedów utarło nosa nawet największym niedowiarkom. Sukcesów jednak nie zdobywa się łatwo. Pierwsze schody zaczęły się w meczu z Gambit, które było fenomenalnie przygotowane do fazy pucharowej. Drugie potknięcie Polacy zaliczyli w pojedynku z North, w którym zabrakło im szczęścia. Przypadki takie jak bomba tocząca się przez cały bombsite wprost pod celownik przeciwnika nie zdarza się często. Po tej przegranej pojawiły się kolejne wątpliwości, które trwały aż do rozpoczęcia ostatecznego meczu. W nim szczególnie zabłysnęła stara gwardia. Duet pasha i TaZ uratowali niejedną sytuację i razem zdobyli największą ilość zabójstw w meczu.

Awans do fazy pucharowej to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń, na które notabene każdy czekał. Dla wiernych polskich kibiców jest to najlepsza nagroda po okresie niestabilnej gry. Teraz każdy z nich może ponownie uwierzyć w słuszność swojego wyboru.