Dziś mijają trzy lata odkąd Emil „Magisk” Reif oficjalnie podpisał umowę z Astralis. To były sezony pełne wrażeń dla tego chłopaka. Miesiące, które zapamięta do końca życia.

Umówmy się – w życiu każdego człowieka utrata pracy, to spory cios. Nagle budzisz się rano i dochodzi do ciebie, że nie wstajesz z łóżka. Nie idziesz do biura. Nie wypijesz sobie kawy z kumplem na przerwie. Nie zaplanujesz kolejnego projektu. Nie zrealizujesz założonego celu.

W przypadku profesjonalnych zawodników jest podobnie. Przez dni, tygodnie, miesiące, a czasem nawet lata dzień w dzień wchodzą na TeamSpeak. Witają się z resztą drużyny i siadają do treningu. Podróżują razem po świecie – lub kraju, z którego pochodzą, aby rywalizować. To już zależy od poziomu, na którym się znajdują. Kiedy tego zabraknie, pojawia się pustka. Pojawia się też chwila refleksji.

Jeżeli ktoś rezygnuje ze współpracy z daną osobą, to nie dlatego, że jest w czymś bardzo dobra. Raczej po prostu z czymś sobie nie radzi. Jest też opcja, że trzeba zmniejszyć wydatki firmy, ale nie zagłębiajmy się aż tak w to. Skupmy się na wariancie, w którym człowiek stwarza kłopot w danej grupie. Nie przykłada się do pracy. W takiej sytuacji są dwie opcje – albo ten ktoś bierze się w garść i zaczyna działać nad poprawą samego / samej siebie, a następnie wraca silniejszy / silniejsza pod banderą innej marki, albo nic nie robi i stacza się jeszcze bardziej.

Cofnijmy się teraz w czasie do 3. stycznia 2017 roku. To był bez dwóch zdań wspaniały dzień dla Emila „Magisk” Reifa. Po świetnych występach jego ekipy w barwach Dignitas, przyszła pora na epizod w nowym tworze na scenie – North. Emil przeniósł się do tej organizacji z całą paczką, z którą wcześniej grał. Warto podkreślić, że North powstało przy pomocy klubu sportowego F.C. Copenhagen. Zawodnicy mieli zatem do dyspozycji porządne zaplecze.

Wyobrażacie sobie, co musiał wówczas czuć Reif? Był nastolatkiem, który grał w gry, zarabiał na tym spore pieniądze, zwiedzał świat pojedynkując się na najwyższym poziomie. To brzmi, jak marzenie i nim też było. Z biegiem czasu jednak wszyscy zauważyli, że zespół stoi w miejscu. Okej – dochodził do dalekich etapów turniejów, ale co z tego? Nie przywoził do siedziby żadnych trofeów. Trzeba było więc poczynić jakieś kroki. Pierwszy nadszedł w lutym. On jeszcze nie dotknął Magiska. Duńczyk odczuł dopiero decyzję numer dwa. Dotyczyła bowiem przesunięcia go na ławkę rezerwową.

I tak to właśnie bywa w świecie gracza. Jednego dnia profesjonalista czuje, jakby wygrał życie. Drugiego może stracić formację i zostać z niczym. Kiedy Magisk rozstał się z North wiedziałem ja i wiedziała reszta społeczności, że prędzej czy później ktoś się po niego odezwie. Nie sądziłem natomiast, że przejdzie on do OpTic. Być może jednak dobrze się stało. Pograł przez około pół roku w średniaku, poprawił się jako zawodnik i był gotowy, żeby podjąć się największego wyzwania w karierze. Reprezentowania duńskiego giganta. Bycia częścią składu, który w przeszłości zdobył puchar Majora. Tak, tak… chodzi o Astralis!

7. lutego 2018 roku do Internetu trafił oficjalny komunikat. Emil „Magisk” Reif został piątym elementem Astralis po tym, jak wspomniany klub opuścił Markus „Kjaerbye” Kjærbye. Tak swoją drogą, ten chłopak pewnie do teraz żałuje, że postanowił w przeszłości odłączyć się od grona Lukasa „gla1ve” Rossandera, ale nikt czasu nie cofnie. Magisk w tamtym okresie wiedział, że to jego szansa. Szansa, która spadła mu z nieba. Szansa, którą musi wykorzystać, jeśli chce w tej grze osiągnąć największe sukcesy.

Przygoda z Astralis, która dalej trwa, dała Emilowi wszystko. Wielkie osiągnięcia, wspomnienia, pieniądze, oddanych kibiców. Ukształtowała go jako człowieka. Pracując u boku m.in. Danny'ego „zonic” Sørensena i Andreasa „Xyp9x” Højsletha poznał CS-a z innej strony. Nauczył się grać w tę grę tak, że razem z resztą ekipy zdominował scenę. Odkąd zasilił szeregi organizacji wystąpił na 37. LAN-ach. 16 z nich zwyciężył – w tym trzy razy stanął na najwyższym stopniu podium Majora. Trzy razy wyróżniło go też HLTV w swoim zestawieniu 20. najlepszych graczy roku.

Gdyby ktoś zapytał mnie o najlepszy przykład zawodnika, który stracił drużynę, a następnie wrócił silniejszy w innej, to podałbym właśnie Magiska. Gościa, który przyszedł do Astralis jako osoba, nad którą trzeba było pewnie sporo popracować, ale ta praca ostatecznie przyniosła efekty. Reif stał się solidną częścią formacji, dla której jest w stanie zrobić wszystko. Nawet podjąć się prowadzenia, gdy najlepszy lider potrzebował odpoczynku od CS-a.

Czego życzyłbym teraz Magiskowi? Dalszego rozwoju w takim tempie. Motywacji do stawania się z dnia na dzień jeszcze lepszym. Oczywiście, ktoś może wyskoczyć z tekstem – ale przecież on już zgarnął to, co było do zgarnięcia na scenie, więc po co dalej aż tak się w to angażować? Ja odpowiem – kariera jest jedna i to od gracza zależy, jak zapamiętamy jego epizod. A Reifa chciałbym zapamiętać jako osobę, która nigdy nie zwolniła i udowodniła, że pracą nad samym sobą można wejść na zupełnie inny poziom. Poziom dla wielu nieosiągalny.

Olaf „szeregowy” Ostrowski – śledź autora na twitterze   →