Snax przez ostatnie dwa miesiące wiele razy powtarzał, że odzyskał motywacje i chce powrócić na szczyt. Chęci jednak nie przekładają się na wyniki.
Drużyna mousesports z Januszem Pogorzelskim na pokładzie stała się jedną z pierwszych ofiar nowej zasady dotyczącej utrzymania miejsca na Majorze. Po trzech, nie bójmy się tego powiedzieć, słabych spotkaniach, pożegnali się z Londynem oraz przywilejem zapewnionej gry na Intel Extreme Masters Major Katowice 2018. Według statystyk to właśnie Snax był najsłabszym ogniwem europejskiej drużyny.
Turniej FACEIT Major London 2018 był bardzo wyczekiwany przez polskich kibiców. Wielkie zmiany na rodzimym podwórku rozjuszyły apetyt na obejrzenie czegoś nowego. W pierwszej fazie zobaczyliśmy coś do czego mogliśmy już przywyknąć – Virtus.pro trawione przez wszystkie roszady w składzie, zostało całkowicie zdeklasowane przez swoich oponentów. Przez to pierwszy raz w historii Virtusi nie mają zagwarantowanego występu w kolejnym wydarzeniu z rangą Major. Jedyny polski akcent pozostał w szeregach mousesports.
Janusz „Snax” Pogorzelski opuścił, nazywany przez zgryźliwych „tonący statek pod banderą Virtus.pro”, motywując swoją decyzję wieloma powodami. Podczas ESL One Cologne, zapytany przez nas dlaczego opuścił dawną Złotą Piątkę powiedział:
(…)moja motywacja podupadła przez to jak wszystko wyglądało wewnątrz drużyny. Po prostu brakowało mi czegoś świeżego, czegoś nad czym będzie można znowu popracować w grze.
Janusz dołączył kilka dni przed turniejem, więc nie mieli zbyt wiele czasu na treningi. Ciężko więc oceniać ich zgranie z nowym członkiem, lecz według suchych liczb Snax wypadł najgorzej indywidualnie spośród całej ekipy, wypracowując sobie KD ratio na poziomie 0.87.
Następnie Myszy poleciały do Atlanty wziąć udział w turnieju ELEAGUE CS:GO Premier 2018. Tutaj ich wyniki były zdecydowanie lepsze. Zdołały przebrnąć przez fazę grupową wygrywając spotkania best-of-three na takie ekipy jak FaZe Clan oraz Fnatic. Europejska formacja została zatrzymana przez Astralis w półfinale, gdzie Duńczycy dość pewnie wygrali obydwie mapy. Mimo dobrego wyniku drużynowego, Snax nie mógł pochwalić się najlepszą dyspozycją indywidualną. Gdyby nie chrisJ posiadałby najsłabszy rating w zespole i najsłabszy współczynnik otwarcia rund, co oznacza że częściej ginął jako pierwszy niż jako pierwszy zabijał.
Janusz po pierwszym meczu w Atlancie, w wywiadzie dla HLTV powiedział:
Próbuję wrócić do formy, ponieważ zatraciłem ją gdy byłem częścią Virtus.pro. Straciłem motywację. Sądzę, że teraz zmierzamy w dobrym kierunku i miło doświadczyć czegoś nowego. Po czym w kolejnej odpowiedzi dodał: Chciałem powiedzieć, że straciłem motywację nie przez wyniki osiągane jako Virtus.pro. Chodziło bardziej o konflikty wewnątrz składu. (…) Jednak teraz gdy dołączyłem do mousesports, odzyskałem motywację.
Po małym sukcesie za oceanem, mousesports wróciło na Stary Kontynent wziąć udział w DreamHack Masters Stockholm. Janek z odzyskaną motywacją, zaś kibice z rosnącymi oczekiwaniami. W stolicy Szwecji ponownie udało im się osiągnąć półfinał, pokonując ekipy takie jak Gambit, HellRaisers oraz ponownie FaZe Clan. Najjaśniej spośród Myszy błyszczało dwóch zawodników – ropz oraz sunNy, którzy z całych sił ciągnęli zespół za sobą.
Niestety tym razem były reprezentant Virtus.pro ponownie znalazł się pod kreską. Wypracował sobie rating na poziomie 0.98, posiadając przy tym zastraszający współczynnik otwarcia rund. Jako pierwszy poległ 28 razy, zdobywając wyłącznie 18 zabójstw otwierających. Po nim był chrisJ, który posiadał odpowiednio 28 pierwszych zgonów, w zestawieniu do 35 zabójstw. Oznacza to, że drużyna zdecydowanie za często musiała radzić sobie bez Janusza.
Po występie w Szwecji przyszedł czas na najważniejszy sprawdzian dla europejskiego składu. Długo wyczekiwany FACEIT Major London 2018, a na barkach Snaxa wielka presja – został jedynym Polakiem w turnieju. W wywiadzie dla portalu Weszło esport, na pytanie czy ma jakieś obawy przed startem powiedział:
Obaw nie ma, drużyna gra solidnie, ja jeszcze nie błyszczę swoją grą, ale chłopaki we mnie wierzą i wiedzą co potrafię.
I niestety… Snax w Londynie rozegrał najgorszy turniej w swojej karierze. Drużyna mousesports odpadła nie wygrywając ani jednego meczu, stając się też jedną z pierwszych ekip, które prosto z Fazy Nowych Legend wylądowały poza Majorem. W tych trzech spotkaniach Janusz zapracował sobie na rating 0.69, zdobywając wyłącznie 36 fragów. Ponownie był jednym z najczęściej ginących zawodników na początku rund. Poniżej oczekiwań zagrał również Robin „ropz” Kool, który zazwyczaj będąc czołowym strzelcem, teraz był lepszy wyłącznie od Snaxa.
Mistrzowie grają dotąd, aż grają dobrze.
– Billie Jean King
Snax w chwili odejścia z Virtus.pro, wiele razy powtarzał, że w końcu odzyskuje motywację do pracy. Ponownie ma ambicję stać się częścią jednego z najlepszych zespołów na świecie, wytykając tym samym, że stary skład był toksyczny dla jego formy. Jednak mimo wielu zapewnień o większej dedykacji pracy nad indywidualnymi występami, wciąż nie widać efektów. Odzew fanów zaczyna coraz częściej zaczyna przybierać negatywny charakter.
Pozostaje nam wierzyć, że ostatni występ Janusza Pogorzelskiego był zwykłym wypadkiem przy pracy, jeszcze większym spadkiem formy. Nie możemy nic więcej niż tylko przypuszczać, że to przypadek, w którym musisz znaleźć się na dnie by mieć się od czego odbić. Na to Snax będzie miał okazję już niedługo. Za nieco ponad tydzień wystąpi na ESL One New York, gdzie ponownie przyjdzie mu mierzyć się z ekipami takimi jak Natus Vincere czy Team Liquid. Z pewnością wszyscy kibice, zarówno Myszy jako zespołu, jak i samego Janka, będą trzymać kciuki za dobry występ.