W esporcie jest coraz więcej pieniędzy – to fakt. Ten rosnący jak na drożdżach tort jest tym samym bardzo łakomym kąskiem dla wielu organizatorów turniejów. Póki co największy kawał przysługiwał starym wygom – ESL i DreamHackowi – ale czy BLAST ma szansę wykorzystać okazję i wyrosnąć na najlepszy turniej w Counter Strike’u?

BLAST to stosunkowo młoda seria międzynarodowych turniejów organizowanych przez RFRSH – czyli duńskiego organizatora założonego w 2016 roku. Szczególnie ubiegły rok był fenomenalnym okresem dla całej serii LAN-ów. BLAST bowiem wypracował sobie zaufanie, duże pule nagród, a przede wszystkim uczestników ze światowej czołówki. Widz po prostu co kilka tygodni miał okazję śledzić najzdolniejszych graczy świata w bezpośrednich konfrontacjach. Dużym plusem turnieju był przede wszystkim oryginalny format, intensywny i pozwalający się zmierzyć każdemu z każdym. Biorąc pod uwagę długoletnią historię CSa, takie praktyki nie są powszechne. Głównie przez brak czasu na ich organizację, ale jednak BLAST pokazał, że się da i to na dodatek na LAN-ie. Te odbywały się na całym świecie, co również wzbudzało takie poczucie elitarności. Mnie osobiście kojarzyło się to z Grand Prix Formuły 1, gdzie zawodnicy również jeżdżą po całym świecie i rywalizują w zamkniętym gronie o tytuł najlepszego. To się po prostu świetnie oglądało, a wiedząc o płynności całej serii można było się jeszcze bardziej nakręcić na poszczególne wydarzenia.

Koronawirus… plusem?

Na pierwszy rzut oka widząc powyższe zdanie, zapewne znajdzie się kilka osób, które powiedzą “co ten autor znowu plecie”. Koronawirus w końcu uderzył we wszystkie aspekty gospodarki, a najbardziej w branżę rozrywkową, jaką jest bezsprzecznie esport. Tutaj jednak sytuacja nie jest aż tak zero-jedynkowa. Otóż, zazwyczaj jest tak, że gdy jeden traci, to drugi zyskuje. W tej sytuacji wygląda na to, że to BLAST będzie, brzydko to zabrzmi, ale beneficjentem pandemii i cooldownu. Dlaczego?

Otóż najwięksi rywale BLASTA – czyli DreamHack i ESL – byli również zmuszeni do przeniesienia rozgrywek do internetu. Tu jednak mamy ogromną różnicę, bowiem turnieje spod szyldu DreamHacka i ESL charakteryzowały się zawsze niesamowitą atmosferą podczas LAN-a. DH to było święto graczy, podobnie zresztą jak każdy turniej organizowany przez ESL. Nieraz rozgrywki esportowe wyglądały tak, jakby były tylko dodatkiem do świetnych targów, a mimo to na każdym spotkaniu stawiało się gros kibiców. Teraz magię ESL i DH brutalnie zmniejszono. Efekt widzieliśmy w katowickim Spodku, gdzie mecze najlepszych drużyn świata bez kibiców straciły swój urok. To, co było kluczowym elementem układanki i budowało ogromne napięcie i historię turnieju, teraz zostanie odebrane.

Jak w tym wszystkim może odnaleźć się BLAST? Bardzo prosto. Turniej przede wszystkim nie posiada tak bogatej historii LAN-owej. Nie utożsamiamy BLASTA z jednym miejscem, niesamowitą publicznością na trybunach czy atmosferą na hali. Owszem, LAN-y odbywały się w zeszłym roku, ale tylko regularnym, wieloletnim organizowaniem turnieju w jednym miejscu możesz zdobyć taką pozycję jak Spodek czy Kolonia. BLAST nie musi z tym walczyć. Może po prostu zorganizować turniej online po swojemu, a kibice najzwyczajniej w świecie to zaakceptują. Nie będą mieli astronomicznych wymagań, czy przede wszystkim porównania z tym, jak kiedyś było. BLAST zaczyna właściwie z czystą kartką, podczas gdy innym wytrącono najlepsze asy z ręki.

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta

Ostatnie miesiące minęły nam również na konflikcie na linii ESL – FLASHPOINT. Ci drudzy mieli być realnym zagrożeniem, okazali się raczej turniejem drugiej kategorii, który nie potrafił przyciągnąć do siebie takich drużyn, jakie chociażby występują w EPL-u. Słaba obstawa to coś, co niejako pogrzebało FLASHPOINT. ESL również niepotrzebnie skupił się na jednej, wciąż nowej lidze i poszedł z nią na wymianę ciosów, kiedy cichaczem przechodził sobie BLAST.

RFRSH już w tamtym roku było realnym konkurentem dla ESL-a – kilka turniejów z pulą nagród 250 tysięcy dolarów, a na koniec światowe finały mogą zrobić wrażenie. W tym roku organizator poszedł w jeszcze bardziej prestiżową stronę, zamknął ligę, stworzył bardziej skomplikowany proces awansu do finałów. Wszystko po to, by widz odpalając transmisję BLASTA miał pewność, że ogląda najlepsze drużyny świata, grające najlepiej jak potrafią. A co z pieniędzmi? Pule nagród są astronomiczne, największe wrażenie robi ta z globalnych finałów – 1,5 miliona dolarów. ESL czy FLASHPOINT może sobie pomarzyć o takich wysokich nagrodach w turnieju organizowanym wyłącznie przez nich (odrzucam Majory). Warto jeszcze odnotować, że BLAST oferuje również nagrody pieniężne (i to niemałe) na poprzednich etapach drogi na szczyt. ESL jeśli martwi się o swoją pozycję, to swoją uwagę powinien skupić właśnie na BLASTA. To tutaj grają najlepsi, a szczególnie zawodnicy z Danii jak chociażby Astralis. Dopóki organizator ma na swoich turniejach najlepszą drużynę świata, to nie musi się martwić o prestiż i zainteresowanie turniejem. Gorzej, gdy zabraknie na liście uczestników właśnie takiego Astralis. Wówczas nie można już traktować rozgrywek jako te najważniejsze, skoro nie rywalizuje w niej najlepsza drużyna globu. 

Diabeł tkwi w szczegółach

Jeżeli ktoś spytałby się mnie w środku nocy, czym BLAST najbardziej wyróżnia się spośród swoich konkurentów, niemalże bezwarunkowo bym odpowiedział – oprawą. Turnieje organizowane przez RFRSH Entertainment od samego początku wyróżniają się na scenie innowacyjnymi oraz odważnymi rozwiązaniami w interfejsie, które mają urozmaicić odbiór całego wydarzenia. Jeszcze przed pandemią organizowane były przecudowne panele dyskusyjne z drużynami, z których można było się dowiedzieć więcej niż z klasycznych wywiadów przeprowadzanych zaraz przed lub po meczu. Do tego dochodzi niepowtarzalny HUD, który skradł serca niektórych widzów dosłownie od pierwszego wejrzenia.

Na to wszystko dochodzi jeszcze format rozgrywek. Tak naprawdę BLAST Premier trwa cały rok – okrągłe dwanaście miesięcy. Wydarzenie podzielone zostało w taki sposób aby naturalnie budowało historię niektórych składów. Nie znikasz z listy uczestników po jednym potknięciu, masz wiele szans na rekompensatę, a walka nie toczy się tylko o gotówkę tu i teraz – zawsze jest widmo większej wygranej w kolejnym wydarzeniu. To właśnie sprawia, że niemalże każdy mecz z serii BLAST Premier przyciąga mnie przed monitor i trzyma przed nim do ostatnich sekund.Rozgrywki rozpoczną się już 1 czerwca o godzinie 15:30. Uczestnicy nie tylko walczą o wielką gotówkę, ale również o awans do europejskich finałów, które mogą ich doprowadzić do wielkiego finału 2020, w którym do wygrania będzie $1.500.000. Wszystkie mecze z wydarzeń BLAST Premier można oglądać z polskim komentarzem na kanale twitch.tv/ESPORTNOW. Partnerami polskiej transmisji są Media Expert oraz forBET.