Granie zawsze było drogie, ale ostatnie lata to już lekka przesada. Droższe konsole, „edycje Pro”, DLC wyceniane jak pełne gry i zapowiedzi tytułów za 400-500 zł sprawiają, że kupowanie gier przestaje być niewinną przyjemnością, a zaczyna przypominać planowanie budżetu domowego.
Dlatego zamiast płakać nad paragonem, warto spojrzeć prawdzie w oczy. Oto cztery najczęstsze błędy, które gracze popełniają przy zakupach – nawet ci doświadczeni.
1. Dajesz się wciągnąć promocjom
Steam Sale. Eshop Sale. „-75% tylko dziś”. Klasyka. Problem w tym, że promocja nie jest oszczędnością sama w sobie. Jeśli kupujesz grę tylko dlatego, że jest tania, to nie zaoszczędziłeś 120 zł – wydałeś 40 zł na coś, w co prawdopodobnie nie zagrasz. I to jest sedno.
Cyfrowe sklepy są zaprojektowane tak, żebyś kupował impulsywnie. Bundel tu, flash deal tam, wishlisty podświetlone jak automat w kasynie. I nagle orientujesz się, że masz 200 gier, z czego 150 nigdy nie uruchomiłeś.
Zasada jest brutalnie prosta: jeśli nie planowałeś tej gry kupić przed promocją, to ona nie była okazją.
2. Kupujesz grę na premierę, choć nie musisz
Nie każda gra wymaga zakupu „day one”. Ba, większość absolutnie tego nie wymaga. Jeśli wiesz, że:
- i tak nie zagrasz od razu,
- masz backlog długi jak patch notes do Baldur’s Gate,
- albo to single-player bez elementów społecznościowych,
to kupowanie gry w dniu premiery jest zwyczajnie nierozsądne finansowo. Po trzech miesiącach:
- będzie tańsza,
- będzie po patchach,
- często będzie w wersji „Complete” albo „Gold”.
Serwisy śledzące ceny pokazują czarno na białym, że cierpliwość w gamingu to realne pieniądze w kieszeni. Premiera ma sens tylko wtedy, gdy faktycznie zamierzasz grać od razu, a nie „kiedyś”.
3. Kupujesz oczami recenzji i ocen
„10/10, MUST PLAY” – i już karta leci. Tylko że recenzja to nie wyrok sądu najwyższego, a gust recenzenta to nie twój gust. To, co dla kogoś jest arcydziełem, dla ciebie może być za wolne, za trudne, za bardzo fabularne albo po prostu nudne jak flaki z olejem.
Oceny są użyteczne, ale bez kontekstu są bezużyteczne. Czytaj, oglądaj gameplay, sprawdzaj, dlaczego gra dostała takie noty. Jedna mechanika, która recenzentowi nie przeszkadzała, może być dla ciebie dealbreakerem.
I odwrotnie: gry z 7/10 potrafią być idealnie skrojone pod konkretnego gracza. Metacritic nie gra za ciebie.
4. Ignorujesz własny backlog
To najbardziej bolesny punkt, bo wszyscy jesteśmy winni. Kupujesz „na przyszłość”. Na święta. Na urlop. „Jak będzie czas”. A potem:
- wychodzi coś nowego,
- backlog rośnie,
- stare zakupy gniją w bibliotece.
W praktyce płacisz teraz za rozrywkę, której nie konsumujesz, a to najgorszy możliwy deal. Gry nie uciekają. Promocje wracają. Czas – niekoniecznie. Zanim klikniesz „kup”, zadaj sobie jedno pytanie: czy naprawdę zagram w to w ciągu najbliższych 30 dni? Jeśli odpowiedź brzmi „nie wiem” albo „raczej nie”, to odpowiedź brzmi „nie kupuj”.
Na koniec: brutalna prawda
Największym wrogiem twojego portfela nie są ceny gier, tylko złe nawyki zakupowe. Branża wie, jak cię skusić. Sklepy są w tym perfekcyjne. Ale jeśli zaczniesz: kupować rzadziej, świadomiej i pod realny czas, którym dysponujesz, to nagle okaże się, że granie wcale nie musi być aż tak drogie, jak wszyscy w kółko powtarzają.
I nie – nie musisz mieć wszystkiego. To nie jest Pokémon.