Riot Games właśnie pokazało, jak wygląda zdrowy esportowy ekosystem – i konkurencja może tylko patrzeć z zazdrością. Ponad 100 milionów dolarów trafi do partnerskich drużyn VCT w 2025 roku wyłącznie z podziału przychodów, głównie z in-game’owych przedmiotów esportowych. Tak, dobrze czytasz: skórki, kapsuły i bundle’e znów zrobiły robotę.

VALORANT to dziś maszynka do generowania pieniędzy (dla zespołów też)

Według danych potwierdzonych przez Leo Farię, globalnego szefa VALORANT Esports, aż 86 milionów dolarów pochodziło bezpośrednio ze sprzedaży cyfrowych przedmiotów esportowych. Rok wcześniej było to „zaledwie” 44,3 mln. Skok? Ogromny. Przypadek? Nie.

Riot od początku robi jedną rzecz konsekwentnie: łączy monetyzację z realnym wsparciem sceny. Kupujesz kapsułę drużyny: kasa trafia do zespołu. Kupujesz Champions bundle: wspierasz ekosystem. Proste, czytelne, uczciwe. Żadnego mydlenia oczu.

Kapsuły drużynowe to strzał w dziesiątkę

VCT Team Capsules, które pojawiły się po raz drugi, to nie jest kosmetyczny dodatek. To realne narzędzie finansowania organizacji. Skin na Classica, karta zawodnika, spray i gun buddy – niby nic rewolucyjnego, ale fani to kupują, bo wiedzą, że wspierają swoje barwy, a nie tylko konto Riot Games.

Do tego dochodzi Champions Bundle, który co roku jest złotą żyłą – limitowany, prestiżowy, powiązany z najważniejszym turniejem sezonu. Riot dorzucił też Season Capsules, testując nowe formaty. I wygląda na to, że testy wyszły cholernie dobrze.

Franchising, ale z głową

Aktualnie VCT to 40 partnerów + 8 zespołów z tier 2 w czterech regionach: EMEA, Americas, Pacific i Chiny. I choć franchising w innych grach bywał zamkniętym klubem dla wybranych, Riot zaczyna luzować śrubę.

2026 rok przyniesie największą zmianę od startu VCT – zespoły Challengers będą mogły awansować bezpośrednio na VALORANT Champions. Bez protekcji, bez zaproszeń, bez kombinowania. Jeśli jesteś dobry, to grasz. Kropka.

Co więcej, niepartnerskie drużyny, które zakwalifikują się na Champions, dostaną udział w przychodach (Champions competitive share). To sygnał: Riot nie chce tylko bogatych marek, chce konkurencji i historii.

A co dalej? Riot już coś knuje

Faria w swoim liście na koniec roku rzucił też małą bombę: zmiany w cyfrowych przedmiotach w 2027 roku. Cytując luźno: „coś nowego… może nie takiego klasycznego”. Brzmi jak zapowiedź większej rewolucji w modelu skinów albo personalizacji esportowej.

Dlaczego to ważne?

Bo w czasach, gdy:

  • organizacje esportowe tną koszty albo bankrutują,
  • inwestorzy uciekają,
  • a ligi szukają sensu istnienia,

Riot pokazuje, że da się zbudować esport, który sam się finansuje, bez wciskania bajek o „ekspozycji marki”.

VALORANT Esports nie jest idealny, ale na tle reszty rynku wygląda jak projekt robiony z głową, a nie prezent dla excela. I jeśli 100 milionów dolarów rocznie trafia do drużyn, to nie jest bańka – to fundament.

Krótko mówiąc: Riot znowu dowiózł, a reszta branży powinna przestać udawać, że tego nie widzi.