Dołączenie do T1 to nie jest zwykły transfer. To wejście do świątyni League of Legends, gdzie na ścianach wiszą puchary, a w powietrzu unosi się duch Fakera. Dla wielu młodych graczy to moment, w którym ręce zaczynają się pocić jeszcze zanim padnie pierwsze „cześć”. Peyz też miał swoje wyobrażenia – i jak się okazało, były one kompletnie nietrafione.
W rozmowie z FOMOS nowy strzelec T1 przyznał wprost, że spodziewał się po Fakerze chłodu, dystansu, wręcz korporacyjnej powagi. Rzeczywistość? Zupełnie inna bajka. Faker żartuje, rzuca suchary, luzuje atmosferę. Nie gra roli posągu z marmuru. I to właśnie ta normalność najbardziej uderzyła Peyza.
To ważne, bo mówimy o zawodniku, który dla połowy sceny jest nadal niepodważalnym GOAT-em, a dla drugiej połowy – żywą legendą, z którą lepiej się nie spóźnić na scrima. Tymczasem w środku T1 Faker wciąż ustawia standardy, ale robi to bez napinki, bez pierdolnika w głowie młodszych graczy. Komunikacja, przykład na serwerze, codzienna robota – zero teatru.
Transfer Peyza do T1 po nagłym odejściu Gumayusiego był jednym z największych tematów sezonu. Powrót z LPL do LCK, presja trybun, presja fanów i jeszcze presja historii organizacji. Wielu spodziewało się klasycznego „okresu adaptacyjnego”. Tyle że Peyz miał to gdzieś. Wskoczył do składu i od razu wyglądał, jakby grał tam od lat.
To nie jest dzieciak z solo queue, który nagle dostał koszulkę T1. Peyz już wygrał MSI, ma na koncie kilka tytułów krajowych, a jego spokój w late game’ach potrafi wkurwić przeciwników bardziej niż najbardziej agresywny early game. Do tego dochodzi coś, co kibice kochają najbardziej: pentakille. Dwanaście na koncie. Więcej ma tylko HolyPhoenix. To nie jest statystyka „ładna do grafiki” – to dowód, że Peyz potrafi przejąć grę, kiedy drużyna tego potrzebuje.
W T1 ten styl pasuje idealnie. Faker nie musi już dźwigać wszystkiego na barkach, jungla i support robią robotę, a Peyz dostaje przestrzeń, żeby robić swoje. Efekt? Kolejne trofeum praktycznie od ręki. Bez zbędnych narracji o przebudowie, bez płaczu o synergię.
Sezon 2025 w LCK dobiegł końca wraz z KeSPA Cup 2025, a teraz liga wchodzi w tryb przerwy. Odpoczynek, reset głowy, przygotowania pod LCK Cup 2026. Dla T1 to moment, żeby jeszcze bardziej wypolerować to, co już działa. A działa naprawdę dużo.
Najciekawsze w całej tej historii jest jednak coś innego: Faker nadal potrafi być liderem bez bycia tyranem. W świecie esportu, gdzie ego często wyprzedza umiejętności, taka postawa robi różnicę. I jeśli Peyz rzeczywiście czuje się w T1 swobodnie, to reszta ligi może mieć spory problem.