W ekosystemie Counter-Strike’a 2025 dzieje się rzecz, o którą organizacje esportowe drą mordy od lat: zwiększenie przychodów niezależnych od wyników sportowych. I choć wciąż daleko nam do stabilności, to tegoroczne programy incentive od ESL i BLAST pokazały, że przynajmniej część dużych marek potrafi na tym wyciągnąć sensowne pieniądze.
Największym beneficjentem? Team Vitality, które łącznie wyciągnęło ponad 724 tys. dolarów – absolutnie solidny zastrzyk gotówki, zwłaszcza w czasach, gdy budżety sponsorów bywają bardziej chimeryczne niż forma przeciętnego prospekta z FACEIT’a.
ESL Annual Club Incentive 2025 – w końcu coś za regularność
Nowy program ESL to w skrócie: pieniądze za obecność, oglądalność i zaangażowanie. Nie ma tu wielkiej filozofii: chcesz kawałek z puli $2,95 mln? Musisz grać, musisz być widoczny, musisz dostarczać show.
I w tym modelu Vitality wypadło bardzo dobrze – piąte miejsce, 336 punktów viewership, udział w siedmiu eventach i w rezultacie $262 500.
Patrząc na listę – Falcons zdominowało program, zgarniając ponad 407 tys. dolarów. Cóż, grają dużo, grają wszędzie, są głośni – system ich kocha.
Nie ma się co jednak oszukiwać: to dopiero pierwszy rok działania modelu i czuć, że ESL będzie go jeszcze kalibrowało. Mimo wszystko to najbardziej przejrzysty i sensowny revenue share, jaki publikowano w CS-ie od dawna.
BLAST Frequent Flyers – model lotniczy, ale przynajmniej działa
Z BLAST-em sprawa jest prostsza: zbierasz tokeny za obecność na eventach i dobre wyniki. Tokeny na koniec roku zamieniają się na kasę z puli $2 mln.
W 2025 Vitality wykręciło 12 tokenów, co dało $461 538 – najwyższy wynik w zestawieniu. Tuż za nimi Team Spirit, które chwyciło 11 tokenów i równie solidne $423 tys.
Najciekawsze jednak jest to, kto NIC nie dostał: Falcons i The MongolZ – mimo świetnej formy i udziału w topowych eventach. Czemu? Bo nie spełnili wymagań programu. Brutalne, ale regulamin to regulamin.
Co te liczby mówią o scenie?
Krótko: CS wraca do modelu, który zaczyna przypominać prawdziwy sport. Nieważne, czy wygrywasz turnieje, ważne, że jesteś obecny, budujesz narrację, ciągniesz widownię.
To też znak, że organizacje przestają być zależne wyłącznie od sponsorów i jednego udanego Majora. I bardzo dobrze – bo bez stabilnych przychodów nici z profesjonalizacji sceny.
Vitality wykorzystało system perfekcyjnie:
- grają regularnie,
- mają stabilny skład,
- ich mecze zawsze generują oglądalność.
W efekcie dostali za to pieniądze – tak to powinno działać od początku istnienia esportu, a nie dopiero teraz.
Podsumowując
Ponad 724 tys. dolarów dla Vitality to nie tylko dobry wynik dla jednej organizacji – to sygnał, że ekosystem CS2 może w końcu skręcać w bardziej cywilizowaną stronę. Jeśli programy incentive będą dalej rozwijane, to za kilka lat wreszcie przestaniemy słuchać wiecznych żali o „esportowym kryzysie”.
A na razie? Vitality właśnie dostało premię za to, że robi robotę konsekwentnie. I dobrze.