Chińska branża esportowa zamknęła 2025 rok z przychodami na poziomie ¥29,331 mld, czyli ok. 4 mld dolarów. Wzrost o 6,4% to może nie jest kosmos, ale pokazuje jedno: mimo twardych regulacji i sztywnych zasad grania, ten rynek ma się dobrze. A co ważniejsze – wchodzi w fazę stabilnego, poukładanego rozwoju, a nie chwilowej bańki.

Największym zwycięzcą pozostaje livestreaming, który generuje ponad 80% całej kasy. Jeśli ktoś myślał, że w Chinach esport napędzają głównie turnieje i kluby, to grubo się myli – tu rządzi ekosystem transmisyjny, gigantyczne platformy i twórcy, którzy ciągną oglądalność dzień w dzień. Reszta branży jest do tego dobudowana jak moduły, a nie odwrotnie.

Publiczność? Prawie 495 milionów ludzi. Wzrost minimalny, co sugeruje, że rynek zaczyna dochodzić do nasycenia. To jednak wciąż największa widownia esportowa na świecie, większa niż cała populacja Unii Europejskiej. I nic nie wskazuje na to, by miała się nagle kurczyć -zwłaszcza że Chiny agresywnie wypychają swoje tytuły do SEA, MENA i LatAm, gdzie chińskie gry mobilne biją rekordy oglądalności.

A skoro o grach mowa: dominują shootery i MOBA, ale absolutnym królem pozostaje mobile. Ponad 58% rynku pochodzi z tytułów mobilnych, na PC przypada raptem jedna czwarta. W topkach najpopularniejszych gier – zarówno mobilnych, jak i pecetowych – królują strzelanki. Jeśli więc ktoś nadal uważa, że „prawdziwy esport to tylko PC”, to w Chinach brzmi to jak żart.

2025 był też rokiem powrotu offline’owych wydarzeń. Odbyły się 142 poważne turnieje (bez targów i pokazówek), z czego ponad połowa całkowicie na żywo. Najwięcej imprez przyciągnął Szanghaj, który umacnia swój status esportowej stolicy kraju. Miasto inwestuje w areny, wydarzenia, kluby – i po prostu zgarnia wszystko, co ważne.

Jeśli chodzi o drużyny, w Chinach działa już 165 klubów, choć większość specjalizuje się tylko w jednym tytule. Multigaming na zachodnią modłę to tam mniejszość. I trudno się dziwić – dominacja mobile wymusza zupełnie inny model operacyjny niż ten znany z Europy czy USA.

Co robi wrażenie, to rozwój mimo ogromnych regulacji. Limity dla nieletnich, obowiązkowe systemy identyfikacji, twarda kontrola nad platformami streamingowymi – a rynek i tak rośnie. Chińska narracja o „odpowiedzialnym, zdrowym ekosystemie” nie jest tylko PR-em: państwo realnie modeluje branżę, zamiast tylko ją licencjonować.

Wniosek jest prosty: chiński esport 2025 to potężna, stabilna maszyna, a nie młodzieżowa fanaberia. Mobile rządzi, streaming trzyma wszystko w ryzach, miasta walczą o status hubów, a rodzime tytuły coraz śmielej wychodzą w świat. Reszta globu może się z tego śmiać – do czasu, aż obudzi się z opóźnieniem kilku lat wobec największego esportowego rynku planety.