Turecka organizacja ULF Esports jest w kłopotach po serii publicznych wypowiedzi swoich zawodników, którzy otwarcie mówią o zaległych wypłatach oraz rzekomym ignorowaniu tematu przez management. Zamiast jednak przyznać, że coś poszło nie tak, organizacja wydała oświadczenie, w którym określiła zarzuty jako „bezpodstawne” i „rozpowszechniane w sposób skoordynowany”.

Według ULF – wszystko jest w najlepszym porządku. W oświadczeniu napisali, że wszystkie płatności dla zawodników, pracowników i partnerów biznesowych miały zostać dokonane „bez żadnych opóźnień”. Co więcej, klub apeluje, aby społeczność nie dawała się wciągnąć w „manipulacyjną narrację”.

Brzmi jak klasyczna defensywa? No, trochę tak. Zwłaszcza że sami przyznają, iż „proces finansowy jest wyjątkowy i tymczasowy”, ale jednocześnie utrzymują, że niczego nie zalegają. Logika poziom: turecka telenowela.

ULF zapowiada też, że zamierza upublicznić dokumenty – m.in. kontrakty i potwierdzenia przelewów – by „zachować pełną transparentność”. Dodatkowo ruszyło wewnętrzne śledztwo, a organizacja grozi krokami prawnymi wobec osób, które rzekomo próbują nadszarpnąć jej wizerunek.

Gracze: „Mamy dowody. Przestańcie kłamać.”

Całej sytuacji nie poprawia fakt, że pierwsi, którzy nagłośnili sprawę, wciąż stoją murem za swoimi słowami. Jungler Tayfun „Typhoon” Gümüş odpowiedział ULF-owi krótko i dosadnie: ma wizualne dowody na zaległe wypłaty i chętnie je pokaże.

Typhoon napisał, że nie chodzi mu o żaden konflikt osobisty – po prostu chce, aby organizacja przestała kłamać, przeprosiła i naprawiła sytuację. Podobne głosy pojawiły się od Goriego, Hoon’a oraz innych członków sekcji LoL, którzy poszli nawet krok dalej i poprosili o pomoc Riot Games.

To już nie jest jakaś tam drama w socialach – jeżeli do akcji wchodzi deweloper, to sprawa robi się poważna. Riot regularnie reaguje na takie syfy, a ekosystem ligowy jest pod stałym nadzorem finansowym. Jeżeli gracze mają faktycznie twarde dowody, to ULF może wpaść w bardzo głębokie bagno.

Timing afery? Najgorszy możliwy

Całość wybuchła dosłownie chwilę po największym sukcesie ULF w historii – organizacja zakwalifikowała się do VCT 2026, wywalczając miejsce w VCT EMEA po udanym Ascension. Idealny moment na promocję, sponsorów i celebrację? W teorii. W praktyce – pożar w piwnicy.

Jeśli zarzuty zawodników się potwierdzą, to nie tylko zepsuje im wizerunek, ale może też wpłynąć na licencję w ekosystemie VALORANTA. A takie rzeczy Riot traktuje poważnie.

Co dalej?

ULF obiecuje transparentność. Gracze obiecują dowody. Riot pewnie już siedzi w mailach i zbiera zeznania. Na razie mamy klasyczne „słowo przeciwko słowu”, ale przy tej liczbie zgłaszających – oraz przy gotowości do ujawnienia dokumentów przez zawodników – narracja organizacji zaczyna wyglądać coraz bardziej krucho.

Jedno jest pewne: to jeszcze nie koniec. Afera dopiero się rozkręca i jeśli ULF rzeczywiście ma coś na sumieniu, to teraz nie da się tego już zamieść pod dywan.