Ubisoft kolejny raz wylądował na nagłówkach – i to nie z powodu nowej, błyskotliwej premiery, tylko przez falę zarzutów, podejrzeń i mocnych oskarżeń, które od kilku dni przewalają się przez gamingowy internet. Dyskusję napędził m.in. ENDYMIONtv, który w swoim materiale przedstawił tezę o rzekomym finansowym rozpadzie francuskiego giganta. I choć nie ma oficjalnych potwierdzeń, że firma stoi na krawędzi upadku, warto przyjrzeć się, dlaczego ta narracja tak mocno chwyciła.

Tencent: wybawca, inwestor czy po prostu robi biznes?

To, co wiemy na pewno: Tencent zwiększył swoje zaangażowanie finansowe w Ubisoft, kupując większy udział w strukturze zarządzającej markami. W praktyce to kolejny ruch chińskiego molocha wzmacniający jego pozycję w globalnym gamingu. Z perspektywy Ubisoftu wygląda to jak złapanie tlenu – studio od dobrych kilku lat zmaga się ze spadającą sprzedażą, opóźnieniami, wewnętrznym chaosem i brakiem wyraźnego kierunku kreatywnego.

To są fakty:

  • premiera za premierą zawodzi finansowo,
  • kierownictwo otwarcie mówiło o „trudnej sytuacji”,
  • firma agresywnie tnie koszty i anuluje projekty.

Reszta – o domniemanych „manipulacjach”, o „złamaniu umów kredytowych”, o „kryzysie większym, niż się mówi” – to obiegowe opinie, spekulacje analityków i interpretacje komentatorów, a nie potwierdzone ustalenia instytucji nadzorczych.

Prawdziwa bolączka Ubisoftu? Gry.

Niezależnie od teorii o finansach, jedno jest niepodważalne: Ubisoft od dawna nie dowozi gier, które elektryzują branżę. Marki, które kiedyś były synonimem jakości, stały się zakładnikami własnych formuł. Assassin’s Creed? W kółko to samo. Far Cry? Otwarte światy na autopilocie. The Division? Cisza. Prince of Persia? Reboot, rebootu reboot.

Do tego dochodzi rosnące znużenie społeczności tym, że gry studia coraz częściej wyglądają jak produkt projektowany w excelu, nie w notesie kreatywnego reżysera.

Czy Ubisoft stawia na AI, bo nie ma wyboru?

Firma otwarcie mówi o mocniejszym wejściu w generatywną AI. Z jednej strony – normalny ruch w branży. Z drugiej – dla wielu graczy sygnał: „nie mamy budżetu na ludzi, więc lecimy w automatyzację”.

Trudno się dziwić, że społeczność reaguje alergicznie. Jeśli studio ma odbudować zaufanie, to wspaniała AI-scenopisarka nie zastąpi prawdziwego scenarzysty, który czuje świat gry.

„Woke agenda” – zarzut powracający jak bumerang

Część graczy jest przekonana, że Ubisoft forsuje w swoich grach zbyt nachalną polityczność, co rzekomo szkodzi sprzedaży. To również opinia – nie ma twardych dowodów, że to główny czynnik finansowych wpadek. Ale nie zmienia to faktu, że duża część społeczności czuje się tym zwyczajnie zmęczona, a firma nie potrafi z tym tematem komunikacyjnie zrobić absolutnie nic.

Czy Ubisoft naprawdę jest „u progu upadku”?

Krótka odpowiedź: nie ma na to dowodów. Firma faktycznie jest w trudnym momencie – nikt tego nie ukrywa. Spadek jakości gier, opóźnienia, anulacje projektów, rosnące koszty i brak świeżych hitów to realne problemy. Dyskusja o Tencentcie tylko je uwypukliła.

Czy Ubisoft może zniknąć z rynku? Teoretycznie tak – każdy może. Czy to najbardziej prawdopodobny scenariusz? Raczej nie. Czy potrzebują solidnego rebootu kreatywnego i organizacyjnego? Jak cholera.