Gen.G w 2025 roku wyglądało jak pieprzona maszyna do wygrywania. MSI? Zgarnęli. EWC? Też ich. W Korei – dominacja totalna. A jednak, gdy przyszło do Worldsów, znów ten sam cholerny scenariusz. Półfinał, wysokie oczekiwania, i nagle koniec. Tym razem zatrzymało ich KT Rolster, które wyglądało jakby naprawdę rozgryzło gigantów.

Po meczu Chovy – zazwyczaj chłodny, perfekcyjny, wręcz nieludzko precyzyjny – pokazał drugą stronę. W rozmowie z Chaofunem przyznał wprost:

“Zaczynam się denerwować, kiedy czuję, że nie mamy late-game’u albo gra nie idzie po naszej myśli. Wtedy pojawia się lęk, a z nim – błędy.”

To zdanie mówi więcej niż cały draft Gen.G. Bo ta drużyna nie przegrała tylko przez złe picki: przegrała przez presję. Przez to, że od Chovy’ego od lat oczekuje się cudów. Facet ma być następcą Fakera, zbawcą Korei, symbolem perfekcji. Ale nie da się grać idealnie, kiedy każdy oddech waży tonę.

Chovy sam przyznał, że Gen.G źle odczytało metę mid lane’a, szczególnie matchup Orianna-Azir. To drobiazg, ale na tym poziomie to właśnie te drobiazgi kosztują cię półfinał. Draft w jednej z gier kompletnie im się rozjechał, a KT po prostu to wykorzystało. W sumie nic nowego – historia Gen.G w Worldsach to ciągła walka między dominacją w LCK a niemocą na scenie międzynarodowej.

Mimo wszystko, nie ma tu tragedii. Gen.G wciąż jest potworem, tylko że musi nauczyć się przekładać swoje koreańskie rzemiosło na presję Worldsów. A Chovy? Ten człowiek ma jeszcze czas. Ma wszystko: skill, wizję gry, mental, który (choć kruchy) potrafi wykuć coś z bólu.

To, że o tym mówi otwarcie, to nie słabość. To dojrzałość. W świecie, gdzie większość graczy chowa emocje pod maską “GG, next”, on mówi prosto: “mój lęk mnie zjada”.

I może właśnie od tego zaczyna się droga po Summoner’s Cup.

Bo jeśli Chovy nauczy się grać nie tylko z przeciwnikiem, ale i z własną głową, to prędzej czy później – ten puchar będzie jego.