Capcom znów podpadł fanom. Po zeszłomiesięcznym ogłoszeniu, że finały Capcom Cup i Street Fighter League: World Championship będą transmitowane w modelu pay-per-view, emocje w społeczności biją już po sufit. I trudno się dziwić – kto w 2025 roku każe płacić za oglądanie esportu online?
Pierwotne ceny – około 27 dolarów za pojedynczy bilet lub 40 dolarów za pakiet – wywołały natychmiastową falę krytyki. W komentarzach na X i Redditcie można było przeczytać wszystko: od „insane decision” po wezwania do bojkotu całego wydarzenia. Jeden z użytkowników ujął to dość trafnie: „Przecież Capcom traktował Pro Tour jako narzędzie marketingowe. Po co teraz utrudniać ludziom oglądanie?”
Capcom tłumaczy się… i jednocześnie podwaja stawkę
Na początku października Capcom zapewniał, że „przygląda się cenom i szczegółom”, obiecując dodatkowe informacje do końca miesiąca. I choć konkretów dalej brak, firma postanowiła… potwierdzić, że pay-per-view zostaje.
W nowym oświadczeniu opublikowanym na koncie Capcom Fighters czytamy, że decyzja wynika z chęci „zrównoważonego rozwoju biznesu esportowego w średnim i długim terminie”. Brzmi ładnie, ale w praktyce oznacza to jedno – Capcom chce wreszcie zarabiać na swoich turniejach, a nie tylko promować grę. Firma argumentuje, że środki mają zostać reinwestowane w zawodników, drużyny i partnerów.
Sęk w tym, że dla zachodniego rynku to fatalny sygnał. Model PPV może i działa w Japonii, gdzie kultura płacenia za transmisje sportowe i koncerty online ma się dobrze, ale w Europie czy USA to zwyczajnie nie przejdzie. Zwłaszcza w społeczności, która przez lata budowała wizerunek FGC (Fighting Game Community) jako otwartej, dostępnej i bliskiej ludziom.
Czy to eksperyment, czy początek końca otwartego FGC?
Capcom nie rezygnuje. 12 listopada rusza sprzedaż biletów – bez finalnych cen, bez jasnej komunikacji, ale z dużą dozą determinacji. Firma wyraźnie chce sprawdzić, czy fani faktycznie zagłosują portfelem.
Może się to udać w Japonii, gdzie Street Fighter 6 jest esportowym fenomenem, ale na Zachodzie Capcom ryzykuje utratę zaufania. Zwłaszcza że inne branże – jak choćby UFC – odchodzą od pay-per-view na rzecz subskrypcji, czyli modeli bardziej przyjaznych widzom.
Jeśli turnieje Capcomu mają być naprawdę „międzynarodowe”, to zamykanie transmisji za paywallem to krok wstecz. FGC przez lata rosło właśnie dzięki darmowym streamom, klipom, memom i społecznościowym hype’owi. Odbierając to, Capcom może ugasić własny ogień – zanim jeszcze zapłonie na dobre.