Wreszcie nadszedł moment, na który czekali fani serii: beta Call of Duty: Black Ops 7 wystartowała, a my mieliśmy okazję zanurzyć się w ten futurystyczny, ale wciąż znajomy świat. Treyarch postawił na powrót do przyszłości, jednak tym razem zrobił to z wyczuciem.

Nie ma tu przesady rodem z Infinite Warfare, tylko dobrze wyważona mieszanka klasycznego „COD-owego” feelingu i świeżych pomysłów, które mogą nadać serii nowy kierunek.

Nowe zabawki, stara frajda

Zacznijmy od sedna – broni i sprzętu. Choć beta nie oferowała pełnego arsenału, to już po kilku meczach czuć, że Treyarch znalazł złoty środek między realizmem a futurystyczną kreatywnością. Klasyczny M8A1 z granatnikiem pod lufą powraca i daje solidną satysfakcję z każdego strzału.

Ale prawdziwa magia zaczyna się przy scorestreakach. Zamiast odgrzewanych klasyków dostajemy coś świeżego: D.A.W.G., czyli opancerzony pojazd szturmowy, oraz RHINO, potężny robot-żołnierz z karabinem, który sieje zniszczenie. To właśnie te elementy sprawiają, że Black Ops 7 nie jest kolejną iteracją serii, tylko czymś, co faktycznie wprowadza powiew świeżości.

Zombies: klasyka, która wciąż trzyma poziom

Nie byłoby Black Opsa bez Zombies, a w becie mogliśmy sprawdzić fragment mapy Vandorn Farm, będącej częścią większej lokacji „Ashes of the Damned”. To niewielki, klaustrofobiczny teren – idealny, by przetestować nowe zabawki i zobaczyć, jak radzimy sobie w walce z hordami nieumarłych.

Największe wrażenie zrobiły nowe pola taktyczne, zwłaszcza Dark Flare, które tworzy kolumnę energii niszczącą przeciwników w sekundę. Do tego dochodzą zombie-niedźwiedzie – brzmi absurdalnie, ale w praktyce to potężni przeciwnicy, którzy potrafią skutecznie zepsuć rundę. Całość utrzymana jest w klimacie starych, dobrych czasów: trochę mroku, trochę szaleństwa i tonę adrenaliny.

Ruch i mapy – powrót do mobilności, ale z głową

Jednym z największych zaskoczeń bety jest powrót do wall jumpów. Tak, można znowu odbijać się od ścian i robić efektowne manewry, ale z ograniczeniem – trzeba mieć odpowiednią powierzchnię. To dodaje głębi i taktycznego wymiaru ruchowi, a nie zamienia gry w balet kosmonautów.

Mapy, takie jak Exposure czy Cortex, nie wywołują efektu „wow”, ale są dobrze zaprojektowane – sporo zróżnicowanych ścieżek, ukrytych przejść i miejsc na zaskoczenie przeciwnika. Twórcy poprawili nawet drobne błędy z początku testów, jak automatyczne drzwi, które teraz działają płynniej.

Futurystyczny, ale wciąż „Call of Duty”

To, co najbardziej cieszy po godzinach spędzonych w becie, to fakt, że Black Ops 7 nadal czuje się jak Call of Duty. Mimo futurystycznego klimatu, rdzeń rozgrywki pozostał nienaruszony – szybki TTK, precyzyjne strzelanie i płynny ruch.

Treyarch wyciągnął lekcję z przeszłości: ograniczył technologię, zachowując równowagę między nowoczesnością a klasyką. Omni-ruch w połączeniu z wall jumpami daje ogromne pole do popisu graczom, którzy lubią eksperymentować z mobilnością, nie tracąc przy tym kontroli nad sytuacją na polu bitwy.

Podsumowanie

Black Ops 7 to dokładnie to, czego potrzebowała seria – świeże pomysły bez porzucania tożsamości. Beta pokazała, że Treyarch potrafi odświeżyć formułę, nie gubiąc tego, za co gracze pokochali Call of Duty.
Nowe scorestreaki są kreatywne, ruch zyskał nowy wymiar, a tryb Zombies wciąż potrafi trzymać w napięciu.

Jeśli pełna wersja utrzyma poziom z bety, to Black Ops 7 może okazać się jednym z najciekawszych COD-ów ostatnich lat. Premiera już w listopadzie – i wszystko wskazuje na to, że tym razem Treyarch naprawdę dowiezie.