Scena wokół Grand Theft Auto 6 od dawna balansuje między euforią a frustracją. Oczekiwania są gigantyczne – minęło przecież ponad 12 lat od premiery GTA V, a każda plotka o kolejnym zwiastunie czy potencjalnym opóźnieniu sprawia, że internet eksploduje.
Tym razem jednak sprawa wymknęła się spod kontroli, bo pewien twórca internetowy postanowił, że… sam doleci do Szkocji, by „dostać odpowiedzi” prosto od deweloperów Rockstara.
„Sick and tired” w praktyce
Autor materiałów na YouTubie i TikToku, ukrywający się pod nickiem backonboulevard, uznał, że cierpliwość się skończyła. Najpierw nagrał budynek Rockstar North z zewnątrz – to jeszcze pół biedy, ot, typowe „pielgrzymowanie” fana.
Problem zaczął się, gdy facet zaczął podchodzić do wychodzących z biura pracowników, zarzucając ich pytaniami o trzeci trailer i ewentualne opóźnienia. Jeden z devów uciekł na drugą stronę ulicy, drugi wyglądał na kompletnie przerażonego, gdy twórca dosłownie podbiegł do niego z pytaniem o opóźnienie.
Społeczność mówi: za daleko
Oczywiście, w sieci znajdą się osoby, które uznają takie „akcje” za zabawne. Ale przeważa głos krytyki. Fani i inni twórcy jasno podkreślają, że takie zachowanie to zwykła forma nękania. Pracownicy Rockstara, podobnie jak w innych studiach, i tak nie mogą publicznie mówić o szczegółach produkcji. To nie tylko brak szacunku, ale i potencjalne zagrożenie dla ich poczucia bezpieczeństwa.
Nie jest to odosobniony przypadek. Branża growa od kilku lat boryka się z falą hejtu i groźbami wobec deweloperów. Bungie, Insomniac czy Capcom mają na tym polu niestety sporo doświadczeń. Capcom nawet groził krokami prawnymi, by chronić swoich ludzi. Rockstar – znane ze swojej hermetyczności – na razie nie komentuje sprawy, ale nie zdziwiłbym się, gdyby i oni musieli zareagować.
Czekanie boli, ale to nie usprawiedliwia
Jasne, można zrozumieć frustrację fanów – 12 lat w świecie gamingu to cała epoka. Oczekiwania wobec GTA 6 są kosmiczne, a każda wzmianka o możliwych opóźnieniach wywołuje burzę. Ale to, co zrobił backonboulevard, to nie „walka o prawdę” ani „content dla fanów”, tylko zwykły przepis na viral kosztem innych ludzi.
I tu jest pies pogrzebany – im bardziej będziemy nagradzać takie akcje klikami i wyświetleniami, tym częściej zobaczymy podobne numery. A cierpią na tym ci, którzy po prostu chcą robić swoją robotę i dostarczyć grę, na którą czekają miliony.