Kolejny wielki turniej League of Legends za nami i kolejne rekordy połamane. Mid-Season Invitational 2025 nie zawiodło pod żadnym względem – ani sportowym, ani, jak się okazuje, medialnym. Finałowy bój tytanów LCK, czyli starcie T1 z Gen.G, przyciągnął przed ekrany gigantyczną publiczność.
Mówimy tu o liczbie, która robi wrażenie: ponad 3,4 miliona widzów w szczytowym momencie! I co ważne, mowa tu o danych bez uwzględnienia platform z Chin, które same w sobie są osobnym uniwersum. To potężny skok w porównaniu z zeszłorocznym wynikiem 2,8 miliona i jasny sygnał – apetyt na LoL-a na najwyższym poziomie nieustannie rośnie. Całe wydarzenie miało miejsce w kanadyjskim Vancouver, gdzie ostatecznie to Gen.G obroniło tytuł mistrzowski, pokonując odwiecznych rywali.
Ale, ale… jest też druga strona medalu. Choć rekord w piku został zmiażdżony, to średnia oglądalność całego turnieju zanotowała lekki spadek. Skąd ta rozbieżność? Odpowiedź jest prosta i bolesna, zwłaszcza dla nas: strefy czasowe. Dla Europejczyków godziny transmisji z Kanady były, delikatnie mówiąc, brutalne. Najważniejsze mecze odbywały się w środku naszej nocy, co siłą rzeczy musiało odbić się na średnich wynikach. Nie każdy jest hardkorem gotowym zarywać nocki, nawet dla Fakera i spółki.
Potęga T1 i fenomen LCK
Nie oszukujmy się, magnesem, który przyciągnął tak olbrzymią widownię, była przede wszystkim jedna organizacja: T1. Ich obecność w turnieju aż do samego finału to gwarancja oglądalności. Statystyki mówią same za siebie:
- T1 wystąpiło w pięciu najchętniej oglądanych seriach turnieju.
- Co ciekawe, to transmisja w języku koreańskim miała najwyższy peak (1,1 mln), wyprzedzając transmisję anglojęzyczną (ok. 737 tys.). To pokazuje, jak gigantyczną bazę fanów ma LCK na swoim podwórku.
- Zaraz za nimi wcale nie są Europejczycy czy Amerykanie, a widzowie z Wietnamu (prawie 700 tys.), co po raz kolejny udowadnia siłę tego regionu.
A co z Zachodem? G2 jak zwykle w sercach fanów
G2 Esports, nasza europejska duma, może i nie podbiło Vancouver pod względem sportowym, ale fani jak zwykle nie zawiedli. To właśnie oni byli najchętniej oglądaną zachodnią formacją, generując 13,6 miliona godzin obejrzanych treści. Oczywiście, pomogła w tym faza play-in, która dała im więcej „czasu antenowego”, ale to i tak dowód na ogromną popularność marki, nawet gdy wyniki nie dojeżdżają.
Co jeszcze napędziło wyniki?
Nie można zapomnieć o dwóch kluczowych nowościach, które dodały turniejowi świeżości i dramaturgii. Po pierwsze, format podwójnej drabinki pucharowej (double elimination), który daje więcej szans i generuje więcej meczów o wysoką stawkę. Po drugie, Fearless Draft, który wymusił na drużynach większą elastyczność i strategiczną głębię, eliminując powtarzalne wybory bohaterów w kolejnych grach serii. To sprawiło, że mecze BO5 były po prostu ciekawsze.
Warto też odnotować dwa ciekawe trendy. Marc 'Caedrel' Lamont umocnił swoją pozycję jako niekwestionowany król co-streamingu w świecie LoL-a, notując w piku ponad 256 tysięcy własnych widzów. Drugi trend to zmiana warty na platformach streamingowych – YouTube z niemal 2 milionami widzów w piku zdeklasował Twitcha (800 tys.), stając się głównym miejscem do oglądania e-sportu od Riot Games.
Drużyny nie mają czasu na odpoczynek. Już za chwilę dziesięć ekip z MSI, wzmocnionych m.in. o Cloud9 i Hanwha Life Esports, leci na Esports World Cup. Tam czeka na nich kolejna bitwa o prestiż i, co tu dużo mówić, o gigantyczne pieniądze z puli nagród wynoszącej 2 miliony dolarów. Sezon ogórkowy? Nic z tych rzeczy. Karuzela kręci się dalej!