Branża gamingowa przechodzi przez interesujące czasy. Z jednej strony mamy więcej różnorodności i reprezentacji niż kiedykolwiek wcześniej, z drugiej – część graczy czuje się zmęczona tym, co postrzegają jako nadmierną polityzację swoich ulubionych tytułów. Przyjrzyjmy się trzem grom, które szczególnie mocno podzieliły społeczność pod kątem tego, co krytycy nazywają „woke gaming”.
Dragon Age: The Veilguard – kiedy polityka spotyka fantasy
Dragon Age: The Veilguard miało być triumfalnym powrotem kultowej serii RPG. Zamiast tego stało się symbolem debaty o politycznej poprawności w grach. Głównym punktem zapalnym okazał się Taash – pierwszy oficjalnie niebinarny towarzysz w historii Dragon Age.
Krytycy zarzucają, że postać została stworzona bardziej jako „checkbox diversity” niż naturalny element świata gry. Użycie współczesnych terminów jak „niebinarny” w fantasy inspirowanym średniowieczem łamie immersję według wielu długoletnich fanów serii.
Dodatkowo wprowadzenie genderneutralnego języka w interfejsie i opcji „top surgery scars” w kreatorze postaci zostało odebrane jako niepotrzebne forsowanie współczesnej agendy.
Największy problem? Skupienie się na „message over gameplay” sprawiło, że dialogi często brzmią jak moralizatorskie wykłady zamiast naturalnych rozmów między bohaterami.
Lost Records: Bloom & Rage – gdy różnorodność staje się schematem
Ten tytuł od studia DONTNOD (twórców Life is Strange) obiecywał głęboką historię o przyjaźni i tajemnicach. W praktyce dostarczył przewidywalny zestaw progresywnych tropeów.
Główna bohaterka Swann to nadwagowa nastolatka z problemami z pewnością siebie, a jej przyjaciółki reprezentują pełne spektrum orientacji seksualnych – co w latach 90. (gdy dzieje się akcja) wydaje się statystycznie nieprawdopodobne. Antagonistami są natomiast… atrakcyjna heteroseksualna para. Subtelność nie jest mocną stroną tego tytułu.
Problem nie leży w samej reprezentacji, ale w sztuczności jej prezentacji. Gdy różnorodność staje się jedynym celem, a nie naturalnym elementem opowieści, cierpi autentyczność całej historii.
Harry Potter: Quidditch Champions – magiczne zaimki
Nawet sportowa arkada o Quidditchu nie uniknęła kontrowersji. Gra wprowadza genderneutralny język nie tylko w tekstach, ale również w pełnym dubbingu. Komentatorzy używają neutralnych form, a opcja niebinarnych zaimków jest ustawiona domyślnie.
Dla wielu graczy ciągłe słuchanie tego stało się tak irytujące, że przestali grać zaledwie po kilku meczach.
Gdzie leży problem?
Kwestia nie dotyczy samej inkluzywności – większość graczy popiera różnorodność w grach. Problem powstaje, gdy polityczne przesłanie staje się ważniejsze niż jakość rozgrywki i naturalność.
Najlepsze gry z progresywnymi wartościami – jak The Last of Us Part II czy Celeste – integrują te elementy organicznie z fabułą. Gdy różnorodność jest wymuszona i sztuczna, gracze szybko to wyczuwają.
Balans jest kluczem – gry mogą i powinny odzwierciedlać współczesne wartości, ale nie kosztem immersji i zabawy. W końcu to właśnie po to gramy – żeby się dobrze bawić.