Fani Nintendo mogą na razie spać spokojnie — przynajmniej ci ze Stanów. Prezes firmy, Shuntaro Furukawa, podczas ostatniego Q&A z inwestorami zapowiedział, że cena nowej konsoli Nintendo Switch 2 nie pójdzie w górę przy premierze. W USA konsola ma zadebiutować 5 czerwca 2025 roku i kosztować 450 dolarów, a w Europie — 470 euro. I to się nie zmieni. Przynajmniej dopóki polityka celna nie zacznie znowu wariować.

Akcesoria już droższe — cicho, ale skutecznie

Ale już teraz widać, że coś się tli — bo ceny akcesoriów poszły do góry o 5–10 dolarów. Joy-Cony, docki, ładowarki — wszystko to nagle kosztuje więcej. Nie bez powodu. Stany Zjednoczone, pod rządami Donalda Trumpa, zafundowały sobie importowe cła z Chin na poziomie nawet 125%. A przecież wiadomo, że to właśnie tam produkuje się większość sprzętu gamingowego — Nintendo, Xbox, PlayStation, wszystko leci z Chin.

Furukawa przyznał jednak, że konsola na rynek amerykański będzie w dużej mierze produkowana w Wietnamie, co pozwala trzymać cenę w ryzach. Ale jeśli cła zostaną rozszerzone na inne kraje albo wzrosną jeszcze bardziej, to już nie będzie tak kolorowo. Wtedy Nintendo nie wyklucza podwyżek.

Co naprawdę wpływa na cenę?

Prezes firmy mówi wprost — ceny są ustalane na podstawie wielu czynników: nie tylko kosztów produkcji, ale też kursów walut, oczekiwań klientów i sytuacji na rynku. Brzmi jak PR-owa formułka, ale realnie: mają rację. Rynki są dynamiczne, a wojny celne w tle mogą wywrócić wszystko do góry nogami.

Gry też mogą zdrożeć

Jeśli chodzi o gry, Nintendo też nie wyklucza zmian. Dłuższy czas produkcji, większe rozmiary gier, wyższe koszty — to wszystko może wpłynąć na to, że za nowe tytuły zapłacimy więcej. Brzmi znajomo? Bo Microsoft już to zrobił.

Xbox podniósł ceny konsol i kontrolerów, a także zapowiedział, że ich własne gry (first party titles) będą kosztować 80 euro zamiast 70. Tak samo jak u Nintendo, powód to „sytuacja rynkowa” i „koszty produkcji„, czyli w praktyce inflacja, drożejące surowce, transport, i oczywiście — większe ambicje deweloperów.

Co nas czeka? Drogi gaming jako norma

Szczerze? To nie jest koniec podwyżek. Gaming staje się coraz droższy, a producenci konsol balansują między chęcią utrzymania klientów a brutalną rzeczywistością ekonomiczną. Nintendo trzyma fason i jeszcze się wstrzymuje, ale jeśli świat się nie uspokoi — możemy się spodziewać, że Switch 2 za rok czy dwa nie będzie już taki „tani”.

Póki co? Kupujcie, póki cena jest „promocyjna”. A kto wie — może kiedyś ta konsola będzie jak GameCube. Nikt nie chciał, a dziś kolekcjonerzy płacą jak za zboże.