Afryka na esportowej mapie świata rośnie w siłę, a cała scena gamingowa nabiera tempa w zawrotnym stylu. Niedawno, w Nairobi, odbył się finał pierwszego w historii Carry1st Africa Cup – turnieju Call of Duty: Mobile.
W rywalizacji wzięły udział drużyny z Ghany i Kenii, które walczyły o tytuł mistrza kontynentu. Atmosfera była gorąca! Zespół Aura 233 z Ghany i kenijskie Delta eSports starły się w pasjonującym finale, a w tle ekipa produkcyjna ogarniała całą transmisję na żywo.
Zresztą, widownia też dawała czadu, dopingując na ekranach TV. To idealny przykład na to, jak esport zyskuje na popularności w Afryce.
Internet, sprzęt i pasja – klucz do sukcesu
Czemu esport w Afryce rośnie w siłę? Bo dostęp do internetu i sprzętu – jak smartfony, komputery czy konsole – robią ogromną różnicę. Gracze dostali prawdziwą szansę na udział w turniejach i rozgrywkach esportowych, które zyskują coraz więcej widzów.
Tytuły jak EA Sports FC, Call of Duty, Tekken, Apex Legends to tylko niektóre z gier, które podbiły serca graczy na całym kontynencie. Co więcej, liczba graczy w Afryce rośnie jak szalona – w 2021 roku na kontynencie było już 186 milionów ludzi, którzy grają w gry.
I to nie koniec! Esport to poważny biznes, który przyciąga profesjonalne drużyny, ligi uniwersyteckie, federacje i międzynarodowe turnieje. Ale nie wszystko jest różowe…
Wyzwania technologiczne – ping, łącza, infrastruktura
Afrykańska scena esportowa nie jest jeszcze idealna, a do tego wciąż boryka się z poważnymi problemami. Największym z nich jest infrastruktura – internet w wielu krajach wciąż nie jest idealny.
Grając w gry online, gracze muszą zmagać się z opóźnieniami, czyli tzw. „pingiem”, który potrafi zepsuć całą przyjemność z rywalizacji. To sprawia, że mecze międzynarodowe, zwłaszcza z graczami z Europy czy Ameryki, są naprawdę trudne do rozegrania na równych zasadach. To poważne wyzwanie, które wciąż trzeba pokonać.
„Esport opiera się głównie na grach online, a Afryka nie ma najlepszej infrastruktury do takich rozgrywek” – mówi Daniel Badu, profesjonalny gracz z Ghany. „Jest ciężko, bo opóźnienia są ogromne, przez co gracze z Afryki mają dużo trudniej”.
Pieniądze, sponsory i wyższe stawki – gdzie są fundusze?
Kolejny problem? Pieniądze. Afrykański esport wciąż nie ma wsparcia na odpowiednim poziomie. Sponsoring to rzadkość, a topowe turnieje, jak Carry1st Africa Cup, oferują niewielkie pule nagród – w przypadku turnieju w Nairobi była to tylko 15 tysięcy dolarów.
A przecież globalny przemysł esportowy wart jest miliardy dolarów, a Afryka chce w tym wszystkim znaleźć swoje miejsce. Wciąż jednak brakuje funduszy i inwestorów.
Magdaline Mumbi, kenijska zawodniczka, powiedziała: „Brak pieniędzy i sponsorów mocno odbija się na rozwoju naszej sceny. Esport w Afryce to wciąż młody rynek, który potrzebuje więcej wsparcia, by móc rywalizować z najlepszymi na świecie”.
Czy Afryka ma szansę na esportowy sukces?
Pomimo tych wyzwań, Afryka ma ogromny potencjał. Gracze z kontynentu nie tylko pokazują niesamowite umiejętności, ale także pasję i determinację, by pokonać problemy związane z opóźnieniami i brakiem wsparcia.
Z pomocą takich organizacji jak Carry1st, które uruchamiają serwery dla gier takich jak Call of Duty: Mobile i Valorant w Afryce, sytuacja zaczyna się powoli poprawiać. Choć przed kontynentem jeszcze długa droga, to widać już teraz, że afrykański esport ma szansę na naprawdę wielki rozwój.
Jeśli uda się pokonać te przeszkody – zarówno technologiczne, jak i finansowe – Afryka może stać się jednym z najważniejszych graczy na esportowej mapie świata. Wszystko zależy od tego, czy inwestycje i rozwój infrastruktury pozwolą kontynentowi naprawdę rozkwitnąć.