Nie ma co owijać w bawełnę – Wildcard Gaming przeżywa obecnie swój najlepszy moment na scenie Counter-Strike 2, a mimo to na tapecie jest zupełnie co innego. Zamiast zachwytów nad ich grą, wszyscy gadają o… Amouranth. Jak to się stało, że sukces drużyny zeszedł na drugi plan? I dlaczego gracze mają już tego serdecznie dość?
Wildcard Gaming: Rok, który zmienił wszystko
Wildcard to ekipa, która powstała ledwie rok temu, a już zamieszała na scenie CS2. Wygrane w ważnych turniejach, eliminacja Virtus Pro – takie rzeczy nie dzieją się co dzień. Ekipa zasłużyła na szacunek, a jednak cały blask fleszy skupia się na jednej osobie.
Jeśli jakimś cudem nie słyszałeś o Amouranth, to znaczy, że albo żyjesz pod kamieniem, albo omijasz Twitcha szerokim łukiem. Ta streamerka z Kicka i bizneswoman, znana z basenowych streamów i inwestowania w… stacje benzynowe (!), w czerwcu 2024 roku została współwłaścicielką Wildcard. I od tamtej pory wszędzie tam, gdzie pojawia się nazwa drużyny, pada też jej imię.
Gracze mają dość
Najwięcej cierpliwości stracił Sonic, który nie wytrzymał, gdy Dexerto w swoim poście na X.com nazwało ich „drużyną Amouranth”. „Możecie po prostu napisać Wildcard…” – skwitował. Problem? Jasne, że problem. Kiedy twoje sukcesy są sprowadzane do bycia „czyjąś drużyną”, frustracja jest gwarantowana.
Nie chodzi o to, że Sonic czy reszta mają coś personalnego do Amouranth. Po prostu chcą, żeby ich ciężka praca była doceniona. A tymczasem media wolą podbijać kliknięcia kontrowersyjnym nagłówkiem.
„Nie gryź ręki, która cię karmi”
Amouranth nie pozostała dłużna i szybko odpowiedziała Sonicowi. Przypomniała mu, że jej obecność to nie przeszkoda, a „dodana wartość”. Kibicowała im, kiedy nikt inny nie wierzył w sukces Wildcard. Trzeba przyznać, że coś w tym jest – jej zasięgi otworzyły drużynie drzwi, o których wcześniej mogli tylko pomarzyć.
Sukces czy przekleństwo?
Ta sytuacja to klasyczne starcie dwóch światów: esportu i show-biznesu. Z jednej strony mamy graczy, którzy chcą, żeby o nich mówiono przez pryzmat ich umiejętności. Z drugiej – Amouranth, która wnosi do drużyny coś, czego w esporcie brakuje: medialny szum.
Pytanie tylko, czy Wildcard potrafi to przekuć w sukces, czy da się pogrzebać w fali clickbaitów i dram? Shanghai Major to ich moment. Oby nie przegapili swojej szansy.