Oakley Prizm Gaming to okulary stworzone z myślą o graczy. Nowoczesne szkła mają chronić nasze oczy przed nadmiarem niebieskiego światła. Jak sprawdzają się w praktyce?

Przez ostatnie pół roku jestem posiadaczem okularów dumnie ochrzczonych jako „gamingowe”. Oakley Prizm Gaming, bo właśnie o nich mowa, mają na celu chronić wzrok przed nadmiarem światła niebieskiego emitowanego przez ekrany, w które jako gracze potrafimy wpatrywać się długimi godzinami. „Oakley Prizm Gaming zostały zaprojektowane z wykorzystaniem technologii soczewek Prizm, aby poprawić kontrast widzenia, oraz zmniejszyć 40% szkodliwego, niebieskiego światła w zakresie 380-500nm.” – możemy przeczytać w komunikatach publikowanych przez producenta. Jak to się przekłada na praktykę?

Zacznijmy od tego, że na co dzień nie noszę okularów korekcyjnych. Mimo, że pierwszy komputer w moim domu pojawił się ponad 20 lat temu, i już wtedy ciężko mnie było od niego oderwać, to wciąż to mój aparat wzroku (na szczęście) wciąż pozostaje bez wady. Jednakże gdy nadarzyła się okazja przetestować okulary, które mają chronić moje oczy przed codziennym zmęczeniem, a może nawet wpłynąć na jakość mojego snu, to nie zastanawiałem się dwukrotnie. Model, który przyszło mi przetestować jest dostępny w dwóch wersjach – ze szkłami korekcyjnymi oraz „zerówkami”. W recenzji udało mi się zebrać opinię osoby, która na co dzień korzysta z okularów korekcyjnych i posiada dość sporą wadę, więc przedstawimy dwie perspektywy.

Pierwsze okulary w życiu – Oakley Prizm Gaming „zerówki”

Nie powiem, gdy udałem się do Optik Center Ekspres byłem dość podekscytowany. Pomimo mojego przekonania, że nie posiadam wady wzroku, obsługa salonu przekonała mnie bym przeszedł całość badań. Wszystko po to aby na 100% potwierdzić moje założenia. Muszę szczerze przyznać, że byłem pod wielkim wrażeniem zaawansowania badania. W przeszłości bywałem u okulisty i wizyty te ograniczały się do poleceń „zakryj oko, czytaj. Zakryj drugie, czytaj.”. Tym razem analizę potraktowano bardzo poważnie, a w gabinecie spędziłem około dwóch kwadransów. Ku mojemu zadowoleniu otrzymałem informację, że z moimi oczami wszystko w porządku.

Po badaniu wybrałem pasujące dla siebie oprawki, choć wybór nie był zbyt obszerny, udało mi się znaleźć coś co przypadło mi do gustu. Ostatnim krokiem było zebranie wymiarów anatomicznych mojej twarzy, aby dopasować oprawki, aż w końcu dostałem „kwitek” i miałem grzecznie czekać na telefon. Finalizacja zamówienia dość mocno się przedłużała. Okulary w moje ręce trafiły dopiero po półtora miesiąca, lecz zapewniano mnie, że to opóźnienia spowodowane pandemią – warto zaznaczyć wszystko działo się późną jesienią 2020, gdy sytuacja w Polsce i Europie wyglądała zdecydowanie gorzej.

Do testów zasiadłem jeszcze tego samego wieczora. Włożyłem okulary na nos, odpaliłem Counter-Strike'a i ruszyłem w „balet”. Jeden meczyk przerodził się w trzy bądź cztery, a ja całkowicie zapomniałem o okularach na nosie. Z pewnością świadczy to o wysokiej wygodzie samych oprawek, lecz jeśli mam być szczery, to nie odczułem by moje oczy czuły ulgę podczas gry lub po zakończonej sesji były mniej zmęczone. Nie zniechęciłem się, był to tylko jeden wieczór.

W kolejnych dniach starałem się codziennie zakładać Oakley Prizm Gaming od razu gdy siadałem do pracy – tak, również pracuję przy komputerze. Moje biurko stoi zaraz przed sporym oknem i dość szybko zauważyłem, że okulary przeszkadzają mi w ciągu dnia. Światło dzienne sprawiało, że okulary stale o sobie przypominały aż odruchowo je zdejmowałem. Sytuacja jednak zmieniała się, gdy słońce chowało się za horyzontem, a w okresie zimowym następowało to dość szybko, czasem jeszcze przed końcem pracy. Wtedy szkła od Oakley rzeczywiście dawały mi uczucie mniejszego zmęczenia. Dodatkowo gdy udało mi się wieczorem przysiąść do jakiejś gierki, odruchowo sięgałem po okulary. I tutaj najciekawsza część – gdy sesji grania towarzyszyły „prizmy”, znacząco szybciej odczuwałem potrzebę położenia się do łóżka i zdecydowanie szybciej zasypiałem. Nie był to pojedynczy przypadek, a mocno zarysowany schemat, o którym wcześniej bym nie pomyślał. Jest to chyba niepodważalny dowód, że obiecywane przez producenta funkcje spełniają swoją robotę, prawda?

Jednak model, który testowałem ma swoje mankamenty… i to niemałe. Muszę wspomnieć o dwóch, które w pewien sposób nierozerwalnie się ze sobą łączą. Soczewki w moich okularach potwornie się brudzą i niebywale ciężko doprowadzić je do czystości. Podczas gry przez przypadek dotknąłeś palcem szkła i chcesz wytrzeć je w bawełnianą podkoszulkę? Zapomnij. Brud spektakularnie rozmaże się po całej soczewce przez co będziesz widział jak przez mgłę. Jedyne co możesz teraz zrobić to sięgnąć po specjalny płyn do okularów i poświęcić kilka minut na pucowanie. Z kolei częste i intensywne czyszczenie mocno przekłada się na wygląd oprawek. Na zdjęciach możecie zobaczyć, że w moim modelu, zaledwie po sześciu miesiącach, jest mnóstwo ubytków w lakierze, a pojawiły się one znacznie wcześniej.

W ostatnich tygodniach znacznie rzadziej sięgam po okulary, wszak wieczory obecnie są bardzo krótkie, a wciąż nie jestem w stanie przyzwyczaić się do nich gdy jest jasno. Jednak z pewnością odkurzę je bliżej jesieni, bo minionej zimy miałem je na sobie niemal co wieczór.

Kolejne szkiełka w kolekcji – Oakley Prizm Gaming w wersji korekcyjnej

Tak jak wyżej wspomniałem, w recenzji zamieszczam również krótką relację z użytkowania Oakley Prizm Gaming osoby, która na co dzień korzysta z okularów korekcyjnych o mocy -4.75. Justyna, moja koleżanka po fachu, chciała używać soczewek z filtrem niebieskiego światła głównie do pracy przy komputerze. Pierwszy kontakt z okularami był wręcz zachwycający, bo jak mnie zapewniała, były to pierwsze okulary, które przypasowały jej dosłownie w sekundzie założenia – zarówno chodzi tu o wygodę oprawek jak i same szkła. 

Pierwsze dni z Oakley Prizm Gaming w przypadku Justyny były świetne. Ze względu na wcześniej wspomnianą wygodę zaczęła używać ich jako swoją podstawową parę, zarówno do pracy przy komputerze, jak i podczas reszty dnia. Justyna zapewniała mnie, że rzeczywiście jej oczy wydają się być mniej zmęczone. Ponadto zauważyła dodatkową funkcjonalność – w soczewkach z filtrem niebieskiego światła świetnie prowadziło się jej samochód, ponieważ nadjeżdżające z naprzeciwka samochody nie raziły jej reflektorami, dzięki czemu wieczorami jazda była przyjemniejsza. Ja muszę przyznać, że usłyszałem od Justyny dużo przychylnych słów o tych okularach, jednak… do czasu. 

Po kilkunastu dniach zaczęły się problemy. Justynę zaczął nękać poważny ból głowy, który nie chciał zniknąć dopóki nie przerzuciła się z powrotem na starą parę okularów i to ukoiło jej dolegliwość. Fakt, najpewniej nie powinna używać okularów z filtrem niebieskiego światła non-stop, przez co dostała nauczkę. Od tego incydentu minęło już kilka tygodni i Justyna nie zdecydowała się ponownie sięgnąć po Oakley Prizm Gaming.

Oakley Prizm Gaming – podsumowanie

Okulary gamingowe z filtrem niebieskiego światła od Oakley z pewnością spełniają swoją funkcję. Są wygodne i nie przeszkadzają nawet osobie, która na co dzień nie korzysta z żadnych okularów. Nie są jednak pozbawione wad, które psują odbiór całokształtu. Ja wiem, że z pewnością do nich wrócę, gdy dni zaczną robić się coraz krótsze.