Po sześciu latach prób Cloud9 zdobyło upragnione mistrzostwo. Jest to dla organizacji ogromny sukces, jako że od 2014 roku kilkakrotnie kończyła ona na podium ligi, jednak ani razu na najwyższym szczeblu.
Wczorajszy finał dodał upragnione trofeum LCS do gablotki amerykańskiego zespołu. Sam mecz z FlyQuest nie był wybitnie emocjonujący. Cloud9 robiło to, co im wychodzi od początku roku najlepiej. Wczesna agresja i dominacja, która prowadzi do całkowitej kontroli gry po wejściu w przysłowiowy „mid game”. Santorin i spółka nie potrafili sprostać ekipie Licorice'a już w fazie zasadniczej, w której to ogólnie przejawiali słabość i nieumiejętność reagowania na ofensywny early game ze strony przeciwników. Dlatego też po niespełna trzech godzinach od rozpoczęcia transmisji z ostatniego starcia wiosennej edycji LCS, spotkanie zakończyło się rezultatem 3:0 na korzyść C9.
Wiele osób od dawna mogło się spodziewać tego, że podopieczni Reapereda podniosą w Spring Splicie puchar mistrzów ligi zza Atlantyku. Brak jakiejkolwiek kompetytywnej konkurencji w LCS wskazywał na to, że nikt nie będzie w stanie zagrozić Cloud9 w marszu po sukces. Jednakże historia organizacji wręcz naciskała na to, żeby wstrzymać się z tą niemalże stuprocentową pewnością. No bo jak być pewnym triumfu, skoro w ostatnich latach tyle razy stanęło się na drugim miejscu na podium?
Legendarna piątka
Na pewno każdy widz profesjonalnego League of Legends pamięta dominujące lato 2013 i wiosnę 2014 w wykonaniu organizacji Jacka Etienne'a. Oryginalny skład, który współtworzyli arogancki Balls, blond włosy Meteos, pewny siebie Hai, memiczny Sneaky oraz cichy LemonNation. Niestety, mierny w mojej ocenie system, według którego rozlosowywane były miejsca na Worldsach 2013 oraz niesamowite fnatic sprawiły, że nie mieliśmy zbytnio okazji podziwiać Cloud9 na scenie międzynarodowej. Następnie nastąpił wypadek Haia, któremu zapadło się płuco, przez co nie dał rady polecieć z resztą składu do Paryża na All-Star 2014. W jego miejsce na zastępstwo został ściągnięty Link z CLG. Amerykanin może nie odstawał umiejętnościami od zastępowanego, lecz Hai był kimś więcej niż mid lanerem. To on był shotcallerem w zespole i podejmował decyzje we wszystkich trudnych momentach. W stolicy Francji zdarzył się taki niejeden, przez co C9 prędko skończyło przygodę w Europie.
Dwie ogromne szanse do zapisania się w kartach historii zostały zmarnowane. Trudno w pełni winić samych graczy, którzy na Worldsach pierwszy i jedyny mecz zagrali na rozgrzane już w boju fnatic, a w Paryżu musieli występować bez najsilniejszego ogniwa. Lato 2014 oznaczało koniec regionalnych sukcesów i długą, wręcz za długą pogoń za pucharem i odzyskaniem miana najlepszej formacji w Ameryce Północnej. Dla tych, którzy zapomnieli już o sześcioletnich staraniach sięgnięcia po puchar przez C9, śpieszę z przypomnieniem – pięć wicemistrzostw i play-offy niemal za każdym razem, z jednym wyjątkiem (po którym to i tak polecieli do Europy na Worldsy). Wielokrotnie tak blisko, a jednak ciut za daleko. To musiało boleć włodarzy, sztab szkoleniowy, samych graczy jak i oczywiście fanów.
Za granicą sukcesy, lecz wciąż brak regionalnych pucharów
W międzyczasie Cloud9 udowodniło, że na międzynarodowej scenie potrafi zdziałać najwięcej spośród amerykańskich zespołów. Świetnym przykładem jest dojście do półfinałów Mistrzostw Świata z 2018 roku, w którym to hype'owane Team Liquid i 100 Thieves potwornie zawiedli. Poza tym, C9 od czwartego sezonu aż czterokrotnie doszło do play-offów najważniejszych zmagań w kalendarzu, często wychodząc z przysłowiowej „grupy śmierci”, tak jak to miało miejsce dwa lata temu. Dlatego też wiele razy zastanawiałem się, czego brakuje organizacji, żeby cieszyć się z mistrzostwa w LCS? Trudno mi było znaleźć na to odpowiedź, a ostatnia wymiana aż trzech zawodników, w tym MVP zeszłego lata, na niepewnego Blabera, lekko wypalonego Zvena i Vulcana (który jako jedyny wydawał się być zmianą na lepsze), nie pomagała mi w znalezieniu odpowiedzi.
Okazało się, że ta wybuchowa mieszanka jest jednym z najbardziej dominujących składów w historii rozgrywek. Nie ma tutaj potrzeby podawać zbytnio argumentów, wystarczy włączyć sobie statystyki każdego z zawodników, czy też spojrzeć na indywidualne jak i drużynowe wyróżnienia, którymi zostali nagrodzeni. Cały skład w All-Pro Team splitu, tytuł MVP dla leśnika, prawie perfekcyjne wyniki w fazie zasadniczej i pucharowej. To tylko niektóre z nich.
Znajdą się naturalnie osoby, które stwierdzą, że mówiło się tak o każdym Liquid i TSM, które wygrywało ligę. Jest to prawdą, aczkolwiek tak jak wspomniałem, Cloud9 jako organizacja nieraz pokazało, że umie wygrywać na Koreańczyków, Chińczyków i Europejczyków. Wierzę, że dzisiaj dałoby tego świadectwo. Ze względu na panującą sytuację na świecie, musimy czekać na decyzję w sprawie MSI. Byłaby to ogromna szkoda, gdyby na przykład na Summoner's Rift nie pojawiło się jednocześnie G2 Esports z Cloud9. Jestem pewien, że nawet online byłoby świetne widowisko.
Mateusz „Yoshi” Miter – śledź autora na twitterze →