Miniony weekend to bezapelacyjnie najlepsze dni dla polskiego Counter-Strike'a od bardzo dawna. Fani rodzimej sceny znów mogli poczuć z jakiego powodu kibicują swoim rodakom.
Przez wielu znanym faktem jest, że polska scena Counter-Strike'a nie ma się najlepiej. Przez lata spektrum sukcesów było mocno wypaczone przez jeden skład, który był w stanie utrzymywać się w czołówce, mimo wielu upadków i sporadycznych wzlotów. Sytuacja się drastycznie zmieniła gdy w Virtus.pro, bo to mowa właśnie o nich, wypadło z kręgu najlepszych i zaczęło coraz bardziej eksperymentować ze składem. Jak sięgam pamięcią ich ostatni dobry występ przypadł na końcówkę roku 2017, gdy to Petersburgu zajęli drugie miejsce w turnieju EPICENTER rozgrywając widowiskowy finał na SK Gaming.
Później mogliśmy przeżyć chwilę zachwytu podczas V4 Future Sports Festival 2018, gdzie również wystąpiły dwie rodzime ekipy, a Virtusi grali pierwszy turniej bez Wiktora „TaZa” Wojtasa. Jednak ci, który optymistycznie nastawiali się do przyszłości, dość mocno się zwiedli. Następne półtora roku był najprawdopodobniej najsłabszym okresem dla polskiej sceny Counter-Strike: Global Offensive. Jedynym międzynarodowym turniejem wygranym przez naszych rodaków był DreamHack Open Montreal 2018 wygrane przez Devils.one, czyli obecne Aristocracy. Do takiego nieurodzaju nie byliśmy przyzwyczajeni, lecz okres posuchy zakończył się w miniony weekend.
Polacy zostali rozrzuceni na dwa fronty – trzy ekipy, czyli x-kom AGO, Aristocracy i Illuminar znalazły się na pomorzu, gdzie brały udział w Games Clash Masters, zaś Virtus.pro i Adwokacik wyruszyli na obczyznę reprezentować nasz kraj podczas kolejnej edycji V4 Future Sports Festival 2019. Pozwolę sobie wyszczególnić trójkę z nich.Powiedzmy sobie szczerze, przed turniejem rozmawiając o faworytach tego turnieju, raczej niewielu wskazałoby Illuminar Gaming. Ba! Zdecydowanie częściej słyszałem, że żadna z polskich drużyn nie wystąpi przed publicznością, wszak ekipy takie jak BIG, FURIA, Sprout, a nawet DreamEaters są poza zasięgiem naszych rodaków. Jednak esport pisze najpiękniejsze scenariusze. Sam Paweł „reatz” Jańczak napisał, że dopiero gdy iHG przebrnęło przez fazę grupową bez porażki, skład ten uwierzył w swoje umiejętności. Los zadecydował, że w półfinale spotkali się z Aristocracy, czyli poprzednią drużynę reatza. Po tym zwycięstwie Jańczak poderwał się z krzesła ze łzami w oczach, więc tylko możemy sobie wyobrazić jak dobrze smakowała ta wygrana.
W finałowym pojedynku rozegrano zaledwie trzy z pięciu map i ponownie górą okazała się Polska. Gdynia Arena wypełniła się okrzykami dopingującymi Illuminar, a z pewnością iHG zyskało w ten weekend kilku nowych fanów. Organizacja, która w Polsce wygrała już wszystko na scenie League of Legends, teraz zabłysnęła na arenie Counter-Strike'a. Uniesienie pucharu przez Polaków to potężny manifest siły, wszak oprócz tych najbardziej znanych ekip, na turnieju brały udział drużyny DreamEaters i Syman Gaming, które nie tak dawno napsuły sporo krwi uczestnikom StarLadder Major Berlin 2019.
Mam nadzieję, że sukces podczas Games Clash Masters będzie motorem napędowym dla Illuminar Gaming, podobnie jak ostatnio stało się z AVANGAR. Dojście do finału Majora był dla kazachskiego składu dopiero początkiem dobrej passy, która wciąż trwa.Adwokacik to bardzo specyficzny twór. Za pierwszym razem zasłynął gdy w składzie SZPERO, mynio, kap3r, JaKu i morelz wygrali trzeci sezon Polskiej Ligi Esportowej, a następnie mogli wystąpić na europejskim Minorze, lecz wciąż ważne kontrakty z Team Kinguin SZPERA i kap3ra im to uniemożliwiły. To okazało się przeciwnością nie do przeskoczenia, lecz Dziamałek postanowił powrócić do projektu po roku spędzonym pod banderą AGO Esports.
Więc miesiąc temu Adwokacik wrócił do żywych. W zespole ponownie znaleźli się Grzegorz Dziamałek, Kacper Słoma, Piotr Taterka, znalazł się Wiktor „mynio” Kruk oraz Grzegorz „jedqr” Jędras. Mimo krótkiego stażu ze sobą okazali się najlepszą drużyną w polskich kwalifikacjach do V4 Future Sports Festival, mimo że w turnieju eliminacyjnym brały udział takie ekipy jak Actina PACT, Izako Boars czy AVEZ Esport. Już to można uznać za niemały sukces, lecz SZPERO i spółka poszli o krok dalej.
Adwokacik awansował do fazy pucharowej i w ćwierćfinale spotkał się z Tricked. Tak – Duńczycy okazali się lepsi, lecz musieli wyciągnąć kilka asów z rękawa aby pokonać Polaków. Występ ten pokazał, że nadwiślańska kraina nosi młode talenty, które chcą zostać odkryte. Sam współwłaściciel portalu HLTV.org jest pod wrażeniem występu Jędrasa, który na siedmiu mapach wypracował sobie rating na poziomie 1.19.
Natomiast występ Adwokacika był owocem zaledwie trzech dni treningu, do czego po zakończeniu wydarzenia przyznał się Dziamałek. Taki obrót spraw może wzbudzić potężny głód wygranej w tym składzie, który będą chcieli jak najszybciej ukoić. Dodatkowo, być może ten występ zwrócił uwagę jednej z międzynarodowych organizacji, które otwarcie ogłosiły chęć powrotu na scenę Counter-Stike'a, lecz wciąż nie znalazły odpowiednich graczy. To ucieszyłoby nie tylko owych zawodników, ale i całą polską społeczność.Wielu starych fanów Virtus.pro z pewnością już dawno porzuciło nadzieje, że nowy skład przywróci dawny blask rosyjskiej organizacji. Z resztą, nie ma co się dziwić, bo ich początki pozostawiały wiele do życzenia i nie mówię tutaj o wczesnych porażkach. Virtusi nie tylko nie radzili sobie z przeciwnikami, ale co chwilę decydowali się na kolejną zmianę w składzie, co przecież całkowitym zaprzeczeniem kilkuletniej spuścizny pozostawionej przez Złotą Piątkę. Jednak pierwszą przesłankę o tym, że w końcu w obozie Virtusów coś zaczęło działać mogliśmy zobaczyć podczas finałów piątego sezonu Polskiej Ligi Esportowej. Snax i spółka pokonali w finale Aristocracy, mimo że minęło zaledwie kilka dni od przyjęcia Tomasza „phra” Wójcika.
Niestety całe wakacje przyszło nam czekać na kolejne występy Virtus.pro, lecz z pewnością – było warto. Mimo niepewnego startu w Budapeszcie, Virtusi zdołali utrzeć nosa swoim przeciwnikom. Najpierw w pięknym stylu rozprawili się z Ninjas in Pyjamas, a następnie pokonali mousesports. Takie zwycięstwa nie zdarzają się przypadkiem, a podopieczni Jakuba „kubena” Gurczyńskiego według mnie są w tym momencie jedną z najlepszych drużyn na mapie Mirage.
Naprawdę żałuję, że Virtusom nie udało się pokonać Tricked w finale. Gdyby udało im się wykonać comeback na ostatniej lokacji – Trainie, dla mnie byłoby to istna odwrócona historia przegranego Majora w Atlancie. Mimo wszystko nasi zaprezentowali niesamowitą wolę walki i nawet gdy Michał „snatchie” Rudzki mocno odstawał od pozostałej części ekipy, nie było widać żadnych kłótni czy rezygnacji. Każdy walczył do końca, próbując udowodnić, że są w stanie wrócić na szczyt.Mimo, że żadna z polskich ekip nie wygrała Majora, ani nie rozgromiła Astralis, ja jestem szczęśliwy. Pierwszy raz od dawna cały dzień oglądałem mecze Polaków z zapartym tchem i nie miałem ochoty odchodzić od monitora. Cudownie było sobie przypomnieć jak to jest. Teraz pozostaje mi wierzyć, że nie będzie to jedyny taki weekend przez następne dwanaście miesięcy, a polska scena obudziła się po półtorarocznym letargu. W przeciwnym razie pozostanie mi wracać z uśmiechem na twarzy do 22 września 2019 roku i wierzyć na lepsze jutro.