Kto by pomyślał, że Splyce, które jeszcze tydzień temu walczyło o top 2 i o lot do Aten, odpadnie tak szybko. Oskar „Vander” Bogdan i spółka nie dali rywalom żadnych szans, kończąc całą serię w niecałe 80 minut.
Szok i niedowierzanie, tak można by opisać to co się wydarzyło w serii best of five pomiędzy Splyce a Rogue. Można by było bez problemu zrozumieć, że ekipa Pawła „Woolite” Pruskiego wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko. Ale żeby zrobić to w takim stylu, w jednej z najszybszych w historii LEC serii. Nic tylko się ukłonić i bić brawa.
Pierwsza gra, tak jak z resztą każda kolejna, zaczęła się od nietypowej dla Rogue agresji i decyzyjności. Finn „Finn” Wiestål i spółka wykazali się nietypowym dla siebie podejściem do rozgrywki. Fakt faktem, stracili oni pierwszą krew na rzecz rywali, ale to nie powstrzymało ich w egzekwowaniu swojego planu. Przekraczając pierwsze piętnaście minut, Rogue prowadziło w złocie, przede wszystkim dzięki większej ilości zniszczonych fortyfikacji, posiadaniu smoka, i ciągłej ochoty do podejmowania walk. Ten zespół dawno nie pokazywał takiej pewności siebie i pro-aktywności jak we wczorajszej serii. Z drugiej strony, już w pierwszej części serii w znaki zaczęła się dawać presja, która oddziaływała na Splyce. Podopieczni Petera Duna zaczęli popełniać kilka amatorskich błędów. Ekipa Vandera korzystała z nich cały czas, i każdy błąd przeciwników zamieniała na swoją korzyść. Ten dynamiczny snowball zamienił się w zwycięstwo, które zajęło tylko 25 minut.
Z deszczu pod rynnę
Można by pomyśleć, że Splyce się otrząśnie dosyć szybko po pierwszym meczu. Przecież to w końcu formacja, która podczas fazy zasadniczej była nazywana „trzecią drużyną Europy”. Najwyraźniej nie do końca. Ogromna stawka i świetnie przygotowane Rogue wprowadziły nie lada zamieszanie w środek zespołu Kaspera „Kobbe” Kobberupa i w ich morale. Ta niepewność i negatywne emocje zdecydowanie przeniosły się do drugiej, a potem trzeciej batalii. Gdzie faktycznie pierwszy kwadrans pojedynku był dosyć wyrównany, potem znowuż zawodnicy spod szyldu węża zaczęli popełniać błędy. Chociaż, złe decyzje to jedno, ale nie można odejmować pochwał graczom Rogue. Ich niespotykana na co dzień kooperacja pomogła im wygrać prawie każdy teamfight. Po wybudowaniu sobie odpowiedniej przewagi w postaci lepszego uzbrojenia i buffów takich jak Baron Nashor, szybko dobrali się do nexusa rywali. Niespełna godzina łącznie na Summoner's Rift, a Splyce przegrywało już 0-2.
Zawodnicy Petera Duna nie pozmieniali za dużo w kompozycji którą zbudowali w trzeciej części serii. Trudno powiedzieć, czy nie potrafili po prostu znaleźć odpowiedzi na agresję przeciwników, czy po prostu dwie porażki za bardzo przybiły ich do ziemi. Splyce znane było w tym sezonie za swoją umiejętność reagowania na działania rywala, w drafcie, jak i na mapie. We wczorajszym meczu zniknęła ona kompletnie. Rogue zaczęło trzecią grę z impetem, pokazując jakby, że zależy im na skończeniu tego tu i teraz. Przez pierwsze 25 minut wszystko było jednak wymieniane. Wieża za wieże, smok za smoka, kill za killa. Taki stan rzeczy obowiązywał do walki pod jamą Barona, z której Woolite i spółka ze względu na faworyzujące ich położenie na rzece i wizję, wyszli zwycięsko. Jeden przegrany teamfight, dobicie stwora. Tyle trzeba było, żeby zakończyć całą serię przerażającym wynikiem 3-0.Piątek
- 18:00 – Rogue vs Splyce
Sobota
- 17:00 – Schalke 04 vs Vitality
To jeszcze nie jest koniec przygody dla zawodników Splyce. W zależności od tego jak potoczy się drabinka, mogą oni zakwalifikować się na Worldsy poprzez kwalifikację regionalne. Play-offy LEC wracają dzisiaj o 17 z Schalke 04 podejmujące rękawice rzucone przez Vitality. Polska transmisja będzie dostępna na kanale Polsat Games w serwisie twitch.TV. Jeżeli wolicie angielski komentarz, będzie można go posłuchać na oficjalnym kanale Riot Games.