Po turnieju ESL One Cologne 2017, można ze spokojem uznać, że dyspozycja najlepszej polskiej drużyny cały czas jest strasznie słaba. Virtus.pro odpadło po trzech porażkach z rzędu. Warto się więc zastanowić, czy to nie największy dołek, w jakim znajdowali się nasi rodacy w ostatnich latach.
Virtus.pro – dla wielu fanów i profesjonalnych graczy, jest to wyjątkowy zespół. Jedyna drużyna, która od lat trzyma się w jednym składzie. Rok 2017 miał być dla nich jeszcze lepszy, niż 2016, w którym wygrali chociażby pierwszy sezon ELEAGUE, a sam Wiktor 'TaZ' Wojtas użył wtedy słów – VP wróciło!
No i faktycznie tak było – nasi rodacy po rozpoczęciu nowego roku, pojawili się na evencie w Chinach na finałach WESG i mimo lekkich problemów, jak to zwykle u nich bywa na starcie, dali radę i zajęli 3 miejsce, co wtedy mogliśmy uznać za średni wyczyn, patrząc na zespoły z jakimi się mierzyli, aczkolwiek zawsze było to coś pozytywnego na początek sezonu. Później nikt nie myślał o niczym innym, tylko o ELEAGUE Major. Virtusi wiedzieli, że kibice z całej Polski w nich wierzą. Podczas tego wielkiego, jakże prestiżowego wydarzenia w Atlancie, faktycznie VP grało przepięknie. Radzili sobie z każdym, a do fazy pucharowej przeszli z bilansem trzech wygranych i zerowej ilości porażek. Tak się złożyło, że zawędrowali aż do Wielkiego Finału Majora. Zaczął na nowo powstawać ogromny hype na polski zespół. W decydującym starciu ich rywalem została duńska ekipa Astralis. Nie da się opowiedzieć, co wydarzyło się w głowach Polaków na ostatniej mapie jaką był Train, ale po prostu oddali oni to trofeum w ręce enemy. Prowadzili w miarę bezpieczną ilością punktów, ale… nagle przestali skutecznie ustawiać swoją defensywę, a Duńczycy atakowali w pięknym stylu. Ostatecznie, to właśnie oni triumfowali, podnosząc puchar, który jest priorytetem dla każdej profesjonalnej drużyny CS:GO.
Co pozostało naszym rodakom po tamtej porażce? Na pewno nie załamywać się i trenować, bo to nie był pierwszy, ani ostatni Major w historii. Dodatkowo dobrze wiemy, że w sezonie mamy naprawdę sporo wydarzeń esportowych i tak się złożyło, że już niedługo VP leciało do Las Vegas, aby powalczyć o najwyższe cele podczas DreamHacka Masters. Na tym turnieju Polacy byli podwójnie zmotywowani, aby udowodnić, że ich wcześniejszy występ, to nie żadna jednorazowa forma, tylko prawdziwy powrót Virtus.pro. Odpalili swój tryb „plow” i po drodze do Wielkiego Finału DH, zniszczyli Astralis w półfinale. W ostatecznym meczu musieli pokonać SK Gaming, jeśli nie chcieli znowu skończyć jako drudzy i na szczęście tym razem im się to udało.
Od tamtej pory zaczęli przygotowania pod strasznie priorytetowe dla nich zawody – Intel Extreme Masters Katowice 2017. Czy jest coś piękniejszego od wyjścia i zawalczenia o puchar przed własną publicznością? Chyba nie, bo przede wszystkim tej atmosfery w Spodku nie da się opisać, to jest coś wyjątkowego. Virtusi wiedzieli, że każdy chce ich zobaczyć na głównej scenie, ale… nie udało się! Virtus.pro odpadło w fazie grupowej przegrywając 14:16 na Heroic.
Smutek przeminął, nie wolno się przecież załamywać jedną porażką, która oczywiście była bolesna, ale przed VP czekały następne turnieje. SL i-League Season 3, czyli LAN na Ukrainie, to prawdziwy dramat w wykonaniu Virtus.pro. Właśnie wtedy zaczęło się mówić o tym, czy aby na pewno nasi rodacy nie mają jakiegoś spadku formy. Potwierdzały to tylko mecze w sieci, które zawsze wyglądały średnio ze strony polskiego składu, bo sami się przyznawali, że gra online im nie idzie, ale tym razem, to była porażka za porażką i każdy się głowił, co może być wpływem na taki skok dyspozycji w dół u najlepszej drużyny z Polski, a nawet przez chwilę na świecie według rankingu HLTV.
Standardowo część społeczności dała czas dla Virtusów, bo przecież „oni zawsze wracają”. Nie było przeszkody, której by nie przeszli razem, więc czemu teraz ma być inaczej? W wywiadach reprezentanci Virtus.pro opowiadali o ich grze. Planowali ją kompletnie zmienić, przebudować, tak aby nareszcie uzyskać jakąś stabilność i zacząć walczyć z najlepszymi na dłuższą metę. Jakub 'kuben' Gurczyński przewidywał odpalenie formy na końcówkę czerwca, początek lipca.
Możliwe, że mieliśmy lekki przebłysk na Adrenaline Cyber League, gdzie Polacy triumfowali, ale później… wszystko wróciło do smutnej normy. ESL One Cologne 2017 – $250 000 w puli, najlepsze zespoły ze świata, w tym Virtus.pro, które otrzymało zaproszenie. Jak wyglądał ich występ? Już pierwszego dnia byli blisko odpadnięcia. Zakończyli go z bilansem 0/2, co oznaczało, że jeszcze jedna porażka i niestety, ale będzie to koniec tych zawodów dla naszych rodaków i na trzecim wydarzeniu esportowym w tym roku, nie wyjdą do fazy pucharowej. Podobnie jak w Katowicach, w meczu o wszystko zagrali na duńskie Heroic, aczkolwiek tym razem nie podjęli większej walki i przegrali 9:16.
W internecie pojawiły się pogłosy, że Virtus.pro już nigdy nie wróci. Część jest pewna, że jeśli polski zespół nie pokaże się z dobrej strony w Krakowie, podczas eventu PGL Major, to nie będzie już podstaw, żeby dalej wierzyć w comeback. Są natomiast ludzie, którzy na dobre i na złe trzymają się z naszymi rodakami. Ich historia jest niesamowita i jako drużyna potrafili wstać z każdego możliwego dołka. Ten, w którym obecnie się znajdują jest największy w historii. Nie ma ich nawet na top 10 HLTV. Czy VP jest w stanie wziąć się w garść i pokazać każdemu, że dalej to ci sami zawodnicy, którzy potrafią przewalczyć spore problemy ze swoją grą? Tego dowiemy się w najbliższych tygodniach, aczkolwiek bez wątpienia potrzebują sporej ilości energii, motywacji, a przecież niebawem Major, który jest czymś więcej dla każdego profesjonalnego gracza, a co dopiero zagrać turniej tej rangi przed własną publicznością. Na to trzeba sobie jednak zapracować i wyjść do fazy pucharowej. W takich ludzi jak Virtus.pro nie powinno się przestawać wierzyć, bo to jest ich magia, że zawsze są w stanie odpalić, nawet wtedy, gdy każdy czuje zwątpienie i jest zdenerwowany. Może najwyższa pora, aby zaprezentować na naszej ziemi tryb „plow”? Trzymajmy kciuki, dajmy wsparcie, a możemy być świadkami powrotu legend, „Dzików” z Polski – Virtus.pro!