Ubiegłej nocy zakończył się wiosenny split północnoamerykańskiej odsłony League Championship Series. Zwieńczeniem trzymiesięcznych zmagań dziesięciu zespółów był niesamowity finał pomiędzy Team SoloMid a Cloud9.

Dwa najlepsze zespoły playoffów wiosennego splitu NA LCS mają za sobą genialny sezon zasadniczy. Dzięki zajęciu pierwszego oraz drugiego miejsca w tabeli uplasowali się bezpośrednio w półfinałach walki o wyjazd na Mid-Season Invitational 2017. Team SoloMid i Cloud9 w walce o finał zmierzyli się kolejno z FlyQuest oraz Phoenix1. Oba spotkania zamknęły się w zaledwie trzech mapach.

Wielki finał rozpoczął się od bardzo pozytywnej, choć ostatecznie błędnej prognozy dla Team SoloMid. Zespół z Bjergsenem na czele w dwóch pierwszych grach zdewastowała przeciwników, zdobywając punkty w 28 oraz 22 minuty. Gdy fani TSM zwiastowali łatwe zwycięstwo, Cloud9 nie miało zamiaru się poddawać.

Trzecia mapa odmieniła wizerunek całego spotkania. Na górnej alei w szranki z Hauntzerem stanął ponowie Ray (na czas drugiej planszy zastąpił go Impact), co mogło mieć znaczący wpływ na całość rozgrywki. TSM rozpoczęło rozgrywkę zdobyciem First Blooda, lecz Cloud9 nie dalo sobą pomiatać jak w poprzednich grach. Prowadzili coraz korzystniejsze wymiany, które wkrótce pozwoliły im na zdobycie Barona. Choć kontrola objectivów SoloMidu nie należała do najgorszych, ostatecznie zdała się na nic. Przegrany w czterdziestej szóstej minucie teamfight pozwolił C9 zniszczyć nexus rywali.

Czwarte starcie było lustrzanym odbiciem dwóch pierwszych map. Do akcji wrócił Impact, który wraz z drużyną od pierwszych minut przyciskał Team SoloMid do muru. Już w trzynastej minucie przewaga złota na rzecz Cloud9 wynosiła trzy tysiące, natomiast w dwudziestej czwartej zabili Barona. Ogrom dominacji C9 nad TSM idealnie odzwierciedla licznik zabójstw, który wskazywał 13-1.

Sytuacja stała się niezwykle napięta, całość serii sprowadziła się do ostatniej gry. Na topie znów pojawił się Ray, który wraz z Contractzem przelał pierwszą krew na Hauntzerze. Starcie było niezwykle wyrównane, drużyny wymieniały się pojedynczymi zabójstwami, lecz wyraźna przewaga nie była widoczna. Wszystko zmienił wygrany przez C9 teamfight w trzydziestej ósmej minucie, który pozwolił im zdobyć Nashora. Zmuszone do defensywy TSM podjęło bardzo ryzykowną decyzję – postanowiło sięgnąć po Elder Dragona. Właśnie wtedy na dolnej części rzeki rozegrała się decydująca walka, z której Team SoloMid wyszedł górą. Dzięki temu zdołali wyprowadzić końcowe pchnięcie dolną aleją, które w efekcie pozwoliło im wznieść puchar ponad ich głowy.

Za odniesienie fenomenalnego zwycięstwa do kieszeni organizacji prowadzonej przez Reginalda trafia 100 000 USD oraz możliwość wystąpienia podczas nadchodzącego Mid-Season Invitational.