Na łamach portalu HLTV.org pojawił się wywiad z Wiktorem „TaZem” Wojtasem, który opowiada o porażce związanej z Katowicami, nadchodzącym turnieju w Kijowie oraz planach na rok 2017.

Rozpoczęliście rok od trzeciego miejsca na WESG, następnie wskoczyliście na drugie miejsce na Majorze ELEAGUE i ostatecznie wygraliście DreamHack Las Vegas. Czy nie był to cios w policzek dla tych, którzy o Was zapomnieli?

Nie sądzę, że ludzie zapomnieli o nas, niezależnie od tego jak gramy. Ci, którzy nas nienawidzą, będą nas nienawidzić, a pewna grupa fanów przychodzi i odchodzi, tak to już jest. Zazwyczaj nie gramy zbyt dobrze na początku roku, dlatego jestem szczęśliwy, że tym razem udało nam się całkiem dobrze zacząć rok.

Po niesamowitych występach w Atlancie oraz Las Vegas nie udało Wam się wyjść z grupy na turnieju w Katowicach, na waszej ojczystej ziemi. Czy był to dla Was ciężki cios? Jak zareagowała drużyna?

Ciężko opisać co czuliśmy po takiej przegranej, można powiedzieć, że było to co najmniej bolesne. Myślę, że bez problemu oddalibyśmy wcześniejsze sukcesy, by móc zagrać na scenie w Katowicach, dla polskich kibiców. Jesteśmy z Polski i nie ma nic bardziej ekscytującego i satysfakcjonującego od możliwości zagrania dla ludzi, którzy wspierają nas całym sercem. Cieszę się, że będziemy mieli w tym roku jeszcze jedną okazję… i zrobimy co w naszej mocy by z niej skorzystać.

Czego w takim razie brakuje drużynie by uzyskać stabilność wymaganą do uzyskiwania wysokich miejsc na każdym z turniejów?

Gramy w tym samym składzie od trzech lat, myślę że gramy całkiem stabilnie, zawsze chcemy wygrać turniej, zawsze mamy to samo nastawienie i nie boimy się przeciwników. Nie zawsze możesz wygrywać, lecz w końcu nadejdzie tzw. „Era Virtus.pro”. Chcę byśmy wygrali trzy, cztery turnieje z rzędu i mamy czas by to zrobić. Nie skaczemy sobie do gardeł po każdej przegranej ani nie dajemy się ponieść naszym sukcesom. Stale dążymy do świetności. Ciężka praca, poświęcenie oraz wiara poprowadzą nas do celu, lecz nie możemy zapominać o przyjemności. Granie jest przyjemne, rywalizacja również. Wygrane natomiast przyjdą.

Byłeś bardzo krytyczny dla formatu turnieju w Katowicach. Dlaczego? Wolisz format szwajcarski, z którym spotkacie się w Kijowie?

Po prostu „płakałem”, jestem bardzo emocjonalną osobą. Nie cierpię ukrywać swoich uczuć, więc jeśli coś czuję… to zabija mnie od wewnątrz jeśli nie powiem tego na głos, jednak powiedzmy sobie, że Social Media nie są do tego najlepszym miejscem! To oczywiste, że wolę format szwajcarski albo spotkania BO3. Wciąż, przegrana w Katowicach była poważnym ciosem i nie byłem w stanie ujarzmić mojego temperamentu. Żyję i oddycham Counter-Strikem, każda przegrana przegrana uderza mnie jak rozpędzony pociąg. Po prostu jestem tego typu człowiekiem. Sądzę jednak, że to właśnie dlatego wciąż tu jestem.Ostatnio pomiędzy Tobą a devicem pojawiały się koleżeńskie przepychanki słowne w Social Mediach. Jakie jest Twoje zdanie na temat rywalizacji pomiędzy Wami a Astralis?

Szczerze, nie uważam tego jako przepychanki. Dla mnie było tylko jedno oświadczenie po Majorze, udało nam się dotrzymać słowa i ruszyliśmy dalej. Jednak czasami miło podgrzać atmosferę! Myślę, że zawsze mamy taki typ rywalizacji z drużyną numer 1. Dla nas to taka gra, jeśli zostaniemy pokonani w „trybie normalnym” to włączamy „tryb nocny” i idziemy na kolejną walkę!

Jak wyglądało przygotowanie na nadchodzący turniej? Ćwiczyliście online, czy zdecydowaliście się na bootcamp? Na jakich aspektach się skupiliście?

Do tego turnieju przygotowywaliśmy się wyłącznie online. Po tylu latach razem wierzę, że rozumiemy czego potrzebuje drużyna, a czasami granie 24/7 zabija głód wygranej. Po raz kolejny pracowaliśmy nad swoimi słabymi stronami i zobaczymy na LANie czy poczyniliśmy progres. Więc jeszcze raz… Virtus.low czy Virtus.plow! Głosujcie już teraz!

Jesteście obecnie na dziewiątym miejscu w Pro Lidze, podczas gdy w ECS musieliście zagrać baraże. Według Ciebie, dlaczego tak ciężko gra Wam się w ligach online?

Zazwyczaj gdy gramy online pojawiają się drobnostki, które nas rozpraszają… Zbyt dużo marudzimy grając w tych ligach. Jesteśmy lepsi na LANach. Internet zabija nasze myślenie. A może polski internet jest do kitu?

Na poprzednim wydarzeniu StarSeries skończyliście na 13-16 miejscu i zaczęło się to od przegranej z azjatycką drużyną (VG,CyberZen). Teraz ponownie w pierwszym meczu spotkacie się z zespołem z Azji (MVP Project). Jakie środki ostrożności zastosujecie, by nie dać się zaskoczyć?

Cieszę się, że widzimy coraz więcej zespołów z Azji na turniejach takich jak ten, mam nadzieję, że będziemy mieli więcej dużych wydarzeń w tym rejonie jak za czasów 1.6. Jedziemy do Kijowa dzień wcześniej i to znacząco podnosi nasze szanse. Następnie znów gdy pomyślę o naszych wynikach z treningów online… Palce skrzyżowane i pasy zapięte!

Byłeś częścią Rady Graczy FACEIT FPL. Sądzisz, że FPL jest kuźnią młodych talentów tj. Robin „ropz” Kool, czy lepszym sposobem jest granie w drużynach oraz kwalifikacjach?

Sądzę, że FPL zapewnia dwie rzeczy: miejsce do treningu dla najlepszych graczy oraz znajdowanie nowych talentów. Wierzę, że nawet jeśli tylko jedna z tych dwóch rzeczy jest prawdą , to system działa! Niemożliwym jest by zadowolić wszystkich, jednak podoba mi się to, że o wiele łatwiej jest znaleźć dobrych graczy. Jedyną słabą stroną systemu są cheaterzy. Opuściłem radę jakiś czas temu jednak pewnego dnia… przywrócimy świetność FPL-a!

Wywiad należy do portalu HLTV.org, wolny przekład – Michał Perkowski.