Drugi mecz w ramach EPL między VP, a Fnatic odbył się na mapie Mirage. Polacy zawsze byli znani z dobrej gry na „Mirku”, więc wszyscy mimo srogiej przegranej na Trainie liczyli na trzy punkty podczas drugiego starcia.
- Mapą spotkania będzie Mirage.
Po bardzo słabym występnie Polaków na Trainie, przyszła pora na Mirage. Tam wyglądało to zupełnie inaczej, ponieważ to nasi rodacy lepiej weszli w mecz. Wszystko zaczęło się od wygranej pistoletówki dzięki której VP mogło poczuć się trochę pewniej. Dopiero po czterech zdobytych punktach z rzędu przez Virtus.pro, do słowa doszło Fnatic, które przerwało passę zwycięstw i lekko popsuło ekonomię enemy. Na szczęście kiedy Virtusi odzyskali karabiny znowu wzięli się w garść i kontynuowali dominację nad rywalami. Pierwsza połówka zdecydowanie uciekała Szwedom, którzy w dziesiątej rundzie pogodzili się z faktem, że na pewno przegrają połowę numer jeden, ponieważ na konto naszych rodaków wpadł ósmy punkt. Tak naprawdę to wszystko przypominało Traina tylko, że ze zmienionymi rolami. To Fnatic tym razem dostawało lekcję grania w CS:GO. Wydawało się, że te dwa punkty to będzie tyle na ile stać Olofa i spółkę w pierwszej części, ale okazało się, że dalej będą walczyć i połówka po dwóch wygranych rundach z rzędu przez szwedzki zespół, zakończyła się wynikiem 11:4 na korzyść VP.
Dzięki pistoletówce jedni mogli przybliżyć się do zwycięstwa, zaś drudzy utrzymać swoje szansę na powrót. Virtus.pro na szczęście popisało się wzorowym wejściem na bombsite A, a Jarosław 'pashaBiceps' Jarząbkowski dokończył rundę dwoma ładnymi fragami. Bezbłędną grą popisali się nasi rodacy w dwóch kolejnych odsłonach i tym samym doprowadzili do wyniku 14:4. W końcówce jeden honorowy punkt wpadł na konto Fnatic, a poza tym Virtusi dokończyli dzieło zniszczenia.
- Mirage
Fnatic 5:16
Virtus.pro