Emocje po Intel Extreme Masters powoli już opadają, a zawodnicy i widzowie wracają do domów. W finale imprezy dane było nam zobaczyć cztery ciekawe starcia i choć wynik sugeruje sporą przewagę Astralis, to spotkanie było bardzo zacięte.
Format BO5 wymusza na drużynach pewną wszechstronność w doborze map, gdyż nie da się tak po prostu zbanować większości z nich. Astralis z puli usunęło Mirage, zaś FaZe Cobblestone. Duńska organizacja powszechnie uważana jest za bardzo wszechstronną w tym aspekcie, zaś ich przeciwnicy przed IEM mieli tylko kilka dni na wspólne treningi. Warunki były więc sprzyjające dla device'a i kolegów.
Zmagania rozpoczęły się na mapie Cache, wybranej przez FaZe. Już w drugiej rundzie mieliśmy do czynienia z firmową sytuacją w Katowicach – olbrzymie problemy większości zespołów w sytuacji anti-eco. W praktycznie każdej potyczce w grupie i playoffach ekipy dobrze radzące sobie na karabinach zaskakująco słabo spisywały się przeciwko lżej uzbrojonym oponentom. Nie inaczej było w finale – po bardzo dobrej pistoletówce, Astralis dało się zaskoczyć w kolejnej rundzie i bez funduszy dali odskoczyć NiKo i spółce do wyniku 5:1. Po ustabilizowaniu ekonomii duńska ekipa próbowała zmniejszyć straty, ale bardzo agresywne i pomysłowe ataki terrorystów przebijały się przez ich obronę raz za razem. Przy stanie 10:3 sytuacja wyglądała ciężko, jednak FaZe straciło nieco koncentrację na koniec pierwszej połowy i w drugą weszli z „tylko” pięciorundową przewagą.
Po zmianie stron pistoletówka znów należała do zwycięzców Majora w Atlancie. Tym razem udało się też zapisać na swoje konto dwie kolejne rundy i wynik zbliżał się do remisu. Moment zwrotny nadszedł szybko – Finn „karrigan” Andersen poradził sobie w sytuacji 1v3 i wyraźnie podcięło to skrzydła Astralis, które straciło płynność i dało sobie odebrać kolejne punkty. Przy stanie 14:8 zonic, trener duńskiej formacji, na przerwie technicznej spróbował poukładać grę swojego zespołu. Nie wystarczyło to na zbyt wiele, gdyż dobrze przygotowane FaZe z zapasem gotówki bez trudu zamknęło mapę wynikiem 16:9 – i to przy dwóch przegranych pistoletówkach.
Na Overpass sytuacja wyglądała podobnie jak na Cache – NiKo i spółka mimo przegranego otwarcia radzili sobie świetnie i odjeżdżali z wynikiem. 9:6 po pierwszej połowie na mapie przeciwnika to dobry punkt wyjścia do powiększenia przewagi w meczu. Na szczęście dla widowiska Astralis już nie wraca do starych tradycji łamania się pod presją. Po kolejnej porażce na anti-eco wynik zaczął odjeżdżać, ale dupreeh i jego ace z Desert Eagle tchnął nowe życie w zespół. Podniesieni na duchu zawodnicy postawili bardzo dobrą defensywę i wygrali runda za rundą. 16:12 na mapie, 1:1 w meczu.
Pick Nuke w wykonaniu FaZe to baaaardzo odważna decyzja. Wszyscy pamiętają, co stało się w meczu Astralis z Natus Vincere (a jak nie pamiętają, to tutaj o tym pisaliśmy ). Pierwsza połowa potwierdziła obawy – device i spółka szybko odskoczyli z wynikiem grając antyterrorystami. Przy stanie 7:1 i przerwie taktycznej znalazł się w końcu sposób na przełamanie defensywy, jednak do zmiany stron udało się zmniejszyć stratę tylko o jedno oczko. FaZe przygotowało dobre warianty obronne i jako CT szybko doprowadzili mecz do stanu bliskiego wyrównaniu i kiedy wydawało się, że tym razem już mają Duński skład w garści, w kryzysowej sytuacji 1v3 pięknym clutchem popisał się dupreeh. Jego zagranie nie dość, że wyprowadziło drużynę na 15:12, to totalnie zniszczyło finanse przeciwników i zamknięcie wyniku na swoją korzyść było dla Astralis czystą formalnością.
Kolejna areną zmagań wybrano Inferno. Można odnieść wrażenie, że historia na IEM Katowice zatacza koła w zawrotnym tempie – nie zabrakło tu ani przegranych rund anti-eco, ani prowadzenia FaZe po pierwszej połowie 9:6. Kluczowym zawodnikiem okazał się Aleksi „allu” Alli, który za pomocą AWP dziesiątkował szeregi oponentów. Wiele wskazywało na to, że możemy doczekać się wojny na wyniszczenie na wszystkich pięciu mapach. karrigan po zmianie stron udowodnił, że na pistoletach trudno mu dorównać i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo w otwierającej rundzie. Przy stanie 6:11 Astralis uporządkowało finanse i rozpoczęło odrabianie strat. Presja chyba zaczęła naciskać na zawodników FaZe, gdyż nie byli oni w stanie odzyskać rytmu gry i razili nieskutecznością w ataku. Z pięciorundowej przewagi zrobiła się dwurundowa strata i najmniejszy błąd mógł kosztować tytuł. Dzięki przerwie taktycznej NiKo i ekipa zdołali opanować nerwy i przygotować skuteczny wariant ofensywny i doprowadzić do remisu, ale najlepsza obecnie drużyna na świecie nie pozwoliła na nic więcej – po zaadaptowaniu defensywy nie dali już przeciwnikom dojść do głosu, kończąc mapę wynikiem 16:13, a mecz 3:1.
Co rzuciło się w oczy najbardziej podczas finałów? Astralis niezależnie od mapy ma bardzo dobrze przygotowane taktyki po stronie CT i w każdym meczu broniąc bombsajtów odjeżdżali w punktach. Z drugiej strony, FaZe to drużyna bardzo świeża i wobec oczywistych niedoskonałości zgrania potrafili zmusić liderów rankingu HLTV do olbrzymiego wysiłku, głównie dzięki świetnym umiejętnościom indywidualnym. Format BO5 sprawdza się dobrze i gwarantuje emocje, choć wymusza na organizatorach konieczność rozgrywania finału dzień po półfinałach, co nie wszędzie jest niestety wykonalne logistycznie. Duńska formacja udowodniła, że jest w tym momencie najsilniejsza na świecie, choć do grona ścisłej czołówki FaZe weszło z impetem i z pewnością namiesza w kolejnych turniejach!